Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Kłopot z przynależnością

23.08.2012 20:13
Witam serdecznie,

na wstępie, jeśli nie jest to odpowiednie miejsce do zadawania tego typu pytań/próśb o pomoc - bardzo przepraszam, proszę mnie poprawić. Moja sprawa wygląda w ten sposób : Mój wujek, świetnie z resztą posługujący się piórem, jeden z ostatnich przedstawicieli rodu, sporządził taką piękną pracę zatytułowaną "skąd nasz ród" i złożył na ręce mojemu dziadkowi-seniorowi rodu. Nazwisko Leszczyński, takie jak moje. Po zaczytaniu się w dokumentach i w tej Jego pracy, wynika z tego, że mój pradziadek Józef Leszczyński, żeniąc się w roku 1927 w Kochawinie, na akcie małżeńskim (j.łaciński jeszcze) ma wpisane zawołanie herbowe "de pomian" a prababka "de sas". Ja więc, jako ostatni z linii męskiej, noszący nazwisko po pradziadku, domniemuję, że mógłbym posługiwać się więc herbem "pomian" dziedzicząc po mieczu. Józef-Jan-Zbigniew- i ja.
Moje pytanie brzmi, czy więc to, że na akcie małżeńskim moich pradziadków, którego mam kopię, podana nazwa herbu świadczy o tym, że w użytkowanie tego herbu jest wpisana moja rodzina i czy ja mogę się nim posługiwać? Dodam tyle, że rodzina pochodzi ze wschodnich ziemi, dokładniej okolice Stanisławowa, sam pradziadek urodzony był w Słobodzie Konkolnickiej, rodzina pochodzi z Podola a właściwie z kotliny naddniestrzańskiej. Dziadek urodzony był w Stanisławowie. O tym herbie, rozmawiając z wujkiem dowiedziałem się, że głównie on się opiera o przekazy ustne od swojego ojca (mojego właśnie pradziadka Józefa) a także na podstawie dokumentu zawarcia aktu małżeńskiego spisanego i drukowanego w języku łacińskim, gdzie jest ta informacja. Bardzo proszę o komentarz.

Odpowiedzi (39)

Strona z 2 < Poprzednia Pierwsza
9.11.2012 13:20
Dokładnie tak , lecz nazwisko najczęściej jest po mieczu a więc i tytuł , mezalianse się zdarzały ale szlachta trzymała się razem , śluby zawierano raczej ze
względów materialnych ( bliskość ziemi ) lub dobre urodzenie . de sas lub de pomian , może też nic nie znaczyć , bywało tak , że ksiądz pisał co mu kazano ,
szczególnie po 1900 r. . W różnych metrykach spotkałem się z zapisami , szlachcic wyleg. , szlachcic niewyleg. po heroldii pisano cząstkowy ( II poł . XIX w. )
ale nikt nie pisał zawołania herbowego .
10.11.2012 02:12
Tak prawnie, w całości, to “szlachcicem był ktoś urodzony z prawego łoża, z obojga szlachetnie urodzonych rodziców, utrzymujący się z ziemi, zdolny do stawiania się na wojnę zbrojnie, na koniu”, ale jak już pisałem, “różnie to bywało”.
Szlachectwa można było nie uzyskać lub można było go stracić za nie spełnianie powyższych warunków lub za coś co uznane zostało za przestępstwo kryminalne, czy też za paranie się zajęciem “nieszlachecim”, np, żydowskim. Sięgnąłem 400 lat wstecz bo wierzę, że później to prawo zostało skorumpowane. Wiem np, że od jakiegoś okresu można było mieszkać we Lwowie i pozostawać szlachcicem.
Wspomniany w moim poprzednim poście podręcznik historii opisuje sposób na wejście do stanu poprzez “naganę szlachectwa”. U Mickiewicza, Tadeusz i Zosia, planują uszlachcić wszystkich ze swoich wiosek. Widocznie, za Polski, było to możliwe. Nie sądzę aby takie soś miało wartość prawną pod zaborem rosyjskim.
W moim zrozumieniu, w ostatniej części okresu staropolskiego, sprawy takie (wątpliwe) rozstrzygano na sejmiku, i co sejmik zdecydował, tak było.
Dodam tu jeszcze, że szlachectwo, w swoich założeniach, miało nałożony ciężki reżim; nie było to coś za nic.
12.11.2012 12:41
Najlepszym potwierdzeniem szlachectwa jest aktywność, stan majątkowy itp. Wszelkie papierowe zapisy są narażone na liczne błędy - ale nie może być może o 90% ilości fałszywych. "de Pomian" na certyfikacie urodzenia czy ślubu jest bardzo silnym dowodem, w zasadzie przyjmuje się że słusznym. Inna sprawa, że przez poprzednie 100 lat ród mógł sobie zapamiętać źle i potem to uwiarygodnić w różnych procesach. Dziwny herb dla rodu - załóżmy np. herb Rawicz dla Tarnowskich (którzy byli Leliwa) - może świadczyć o przyjęciu nieszlacheckiej rodziny do herbu przez innego szlachcica, może też być niezależnym bytem historycznym, ukrywającym się na marginesach herbarzy. Takie rodzin jest mnóstwo. Herbarze to w sumie ok 30% stanu szlacheckiego, reszta widoczna jest tylko w dokumentach i to czasem rzadko. Jeśli rodzina nie stawała na sejmikach, nie miała dużo problemów własnościowych czy spadkowych, to istnienie jej w opracowaniach może być mizerne.

Natomiast faktem jest że nagana szlachecka była niekiedy furtką do stanu szlacheckiego. Jednak - zważywszy na to że potwierdzić tutaj musieli przynajmniej dwaj inni szlachcice, osoba rzekomo posądzana musiała się obracać w sferach, lub być majętna i operatywna. Problemem tutaj może być jedynie to,że nie uzyskawszy herbu na drodze bycia szlachetnym nie przekazywała potem w genach świadomości szlacheckiej, honoru i wartości. Jednak i tu obcowanie ze stanem na pewno miało swój wpływ. Obowiązek uczestniczenia w obronie ojczyzny również.

Nie można stanu szlacheckiego gloryfikować, bo warcholstwo też było. Ale jednak w Polsce świadomość była dużo większa niż się na ogół uważa a na pewno nie wyglądało to tak jak Wajda pokazywał na fatalnie historycznie zrobionej trylogii. Zacznijmy od tego że husaria nie miała skrzydeł a skończmy na tym że zachowywali się CAŁKOWICIE inaczej.
15.11.2012 00:12
“Zdolny do stawiania się na wojnę zbrojnie na koniu”
Do stanu szlacheckiego można było zwyczajnie należeć, lub można było do niego jeszcze ciągle należeć. Poniższy zapis uważam za ciekawy. Po jednej stronie mieliśmy towarzysza z husarii, który na wojnę zabierał pocztowych, służbę, konie, wozy i majątek w uzbrojeniu.
Po drugiej stronie było jak poniżej:
“Wyjatek z t. VI "Historya Ukrainy-Rusi", rozdzialu III. pt. "Stosunki kulturalne i narodowe: sklad narodowosciowy i narodowe zywioly". Przeklad przejrzany i poprawiony przez autora.
Drukowane w: Z dziejow Ukrainy, Ksiega Pamiatkowa., pod redakcja W. Lipinskiego, Kijow 1908
A wiec podczas popisu szlachty ziemi Lwowskiej w 1621 r., na ogolna liczbe 518 szlachcicow, stawilo sie 43 Czajkowskich, 34 Hoszowskich i 40 Witnickich. Na popisie ziemi Przemyskiej w 1648 r. wsrod blizko 1000 szlachty znajdowalo sie 70 Jaworskich, 46 Kulczyckich, 36 Winnickich, 23 Bilinskich ). W popisach tych znajdujemy szczegoly o uzbrojeniu i gotowosci wojennej szlachty, rzucajace ciekawe swiatlo na jej materyalne zasoby i charakteryzujace jej stanowisko spoleczne. Stanowisko to nie bylo godnem zazdrosci, bo nie tylko niewielu bylo wsrod niej mogacych sie zdobyc na jaki taki poczet, ale nawet mniejszosc stanowili ci, ktorzy osobiscie "konno i zbrojno" na popis stawic sie mogli. A wiec z liczby 43 Czajkowskich, zaledwie trzech zjawilo sie na popis konno, reszta zas prezentowala sie pieszo. Z 40 Witwickich na koniu nie przybyl nikt itd. Popis szlachty ziemi lwowskiej w r. 1628, podajac dokladniejsze dane o uzbrojeniu tej szlachty, jeszcze dosadniej wykazuje owa biede szlachecka, ktora nie pozwolila wielu zdobyc sie nie tylko na konia, ale nawet na jakakolwiek porzadniejsza zbroje. Naprzyklad szlachcic Hryc Wolczkowicz Jasnicki z Jasniszcz stawil sie pieszo, ale bodaj z szabla i polhakiem, natomiast szlachcic Iwan Wolczkowicz Jasnicki prezentowal sie rowniez pieszo, ale tylko z "kijem"; szlachcic Roman Hoszowski imieniem chorego natenczas ojca swego Antona Hobrycza Hoszowskiego, takze popisal sie tylko "z kijem"; szlachcic Fedor Hoszowski z Kleczkowicz stawil sie pieszo z szabla i polhakiem, ale szlachcic Stec Andronikowicz Hoszowski byl na popisie tylko z palaszem, szlachcic Fedor Szumlanski z Bratkowicz stawil sie pieszo z kijem, szl. Hryhory Rudnicki z Bratkowicz z szabla i polhakiem, szl. Iwan Zaplatynski z Ostalowicz pieszo z szabla, siekierka i "rusznica ptasia" itd”.
http://kingpopiel.tripod.com/polish/hrusz.htm
15.11.2012 03:44
“husaria nie miała skrzydeł”
Czytałem kiedyś odpis dokumentu/postanowienia Stefana Batorego o tworzeniu formacji husarii. Zapamiętałem zachętę króla, zawartą w dokumencie, do dowolnego używania ozdób, które, jak król postanawiał, mogły być z użyciem piór.
Na rysunkach przedstawiających jazdę turecką widziałem jeźdźców ze skrzydłami na plecach. Wiadomo więc skąd taki pomysł przyszedł królowi Batoremu do głowy; z Węgier do Turcji było jeszcze bliżej niż z Polski. Nasza bogato zdobiona husaria, w spodniach jakby tureckich, była odzwierciedleniem mody orientalnej w Polsce.
Podobno pierwsza wzmianka o husarii pochodzi z czasów panowania króla Jana Olbrachta, więc te pióra u Batorego, to mogła też być kontynuacja stylu takiego co już był.
Uważam, że husaria miała skrzydła, które niekoniecznie były zakładane do ataku, czy nawet do marszu. Nie sądzę aby do boju zakładano skóry lamparcie i tygrysie; były zbyt kosztowne i zbyt łatwe do zniszczenia. Skóry takie jednak były jako wyposażenie paradne.
Towarzysz z husarii był “wielkim panem”, i w końcu zakładał co chciał. Jednolitości w strojach nie było, więc różnił się jakoś od innego towarzysza w szeregu. Różnił się dalece od pocztowych. Najważniejsze jednak było uzbrojenie, no i lekkie opancerzenie, które były najlepsze.
15.11.2012 10:31
Oczywiście , husaria miała ,, skrzydła ,, ale przytroczone do siodła nie na plecach .
15.11.2012 17:28
te skrzydła za siodłem to były takie raczej proporczyki
Natomiast efekt łopotania skrzydeł był faktyczny, ale powstawał z czegoś innego.
Husaria uzbrojona była w długie lance, do których przytroczone były długie pasy materiału - nawet do 4 metrów - rozdwojone na końcach. W pełnym biegu to dawało niesamowity odgłos łopotu i wyglądało jakby wojsko leciało.
Później dopiero wprowadzono skrzydła paradne - no i wtedy to faktycznie mieli takie jak są znane z muzeów lub filmów.
20.11.2012 02:55
Zaistniał tu pozytywny przypadek nadania pewnej dynamiki dla dyskusji na tych stronach. Husaria to temat odbiegajcy nieco od tytułu strony, ale jeśli tu już jesteśmy i jeśli mamy tak silne poglądy, byłoby dobrze mieć na potwierdzenie jakieś ówczesne źródła opisujące wygląd husarza w określonym okresie historycznym, na taką czy inną okazję. Husaria polska funkcjonowała poprzez kilkaset lat, w którym to okresie była jazdą lekką a potem ciężką, pancerną.
Na rolce sztokholmskiej i na rulonie polskim, przedstawiających husarzy z roku 1605, husarze mają po jednym skrzydle przymocowanym do siodła.
Istnieje też koń husarski z dwoma skrzydłami przymocowanymi do siodła, na czymś, wyglądającym na wczesny rysunek, nie wiem dokładnie z jakiego okresu.
U Jędrzeja Kitowicza, autora “Opisu obyczajów za Augusta III", prawdopodobnie jedynie husarze pocztowi mieli skrzydła, i te skrzydła są tam tak opisane: “Zamiast strusich piór szeregowi usarscy mieli z tyłu do zbroi przyszrubowane drewno od pasa nad wierzch głowy wysokie, nad tęż głowę zakrzywione, piórami długimi od końca do końca rzędem natychnięte, rozmaitymi kolorami wraz z piórami malowane, gałęź laurową lub palmową naśladujące, co czyniło dziwnie piękny widok, lecz takiego lauru nie wszystkie chorągwie używały”. Dalej Kitowicz opisuje skrzydła u pocztowych w innych chorągwiach, gdzie te skrzydła nie były aż takie piękne. W Museum Historycznym we Lwowie, są zbroje husarskie z pojedynczymi skrzydłami przymocowanymi do zbroi.
Biorąc pod uwagę tamte setki lat, formacje polskie, litewski czy ruskie, także społeczne/klasowe rozwarstwienie w szeregach, trudno tu przyjąć jednoznacznie, że husarze mieli skrzydła lub nie mieli, czy mocowali je do pancerza czy do siodeł. Takie twierdzenie trzeba by odnieść do jakiejś formacji, czasu historycznego oraz pozycji w szeregach. A danych do tego to my wiele nie znajdziemy.
Miałem gdzieś opis pokazu jazdy polskiej z tego właściwego dla husarii okresu, napisany przez obserwatora z Francji Włoch czy Niemiec, opisującego niespotykany przepych, ale niestety nie jestem w stanie tego opisu teraz odszukać.
Co do proporców czterometrowych na kopiach/lancach, to ja bym to raczej zaliczył do wyposażenia paradnego. W czasie ataku, z pochylonymi lancami, koń mógł by to przydepnąć, i koniec wojny dla husarza. Trzeba tu też brać pod uwagę wagę takiego proporca na końcu lancy i jaki to będzie miało wpływ na sprawność jeźdźca.
20.11.2012 08:19
dziękuję za te szczegółowe opisy - bardzo ciekawe
tak czy siak chyba największym atutem husarii była umiejętność przegrupowania się w pełnym galopie - to stanowiło największą przewagę husarii na polu bitwy.
natomiast do 4-metrowych kawałów płótna - myślę że w galopie nie było szansy na przydeptanie, a w bitwie bezpośredniej nie było szans na użycie - więc lance takie mogły być po stratowaniu pierwszych szeregów po prostu odrzucane. Pas materiału nie był ciężki jeśli był wąski, a skoro łopotał to musiał być raczej cienki.
20.11.2012 09:16
największym atutem było uzbrojenie .
koń - najczęściej wybierano b. duże
zbroja , również na koniu
jeśli husarz doszedł do linii wroga : pierwszy trafiony lancą
na pozostałych dwa pistolety
potem szabla , rapier ... szła w ruch ..
nie mówiąc już o koniu , który kopytami robił swoje ..
czyli na jednego , doświadczonego , przypadało lekką ręką 4- 5 wrogów .
Następna sprawa doświadczenie polskich dowódców wynikające z ciągłych wojen .
21.11.2012 00:41
“tak czy siak chyba największym atutem husarii była umiejętność przegrupowania się w pełnym galopie”

Wrócę tu do filmów na baize “Trylogii”: aby pokazać przegrupowanie husarii na filmie, chćby gwałtowne zwężenie szyku, potrzebni byli statyści zwerbowani gdzieś z jeźdźców co biorą udział np. w rodeo. Przy oglądaniu “Ogniem i Mieczem”, zwróciłem uwagę na brak pokazu umiejętności jeździeckich statystów/aktorów, bo wiem o tym nieco. Poza jednym momentem postawienia konia na tylne nogi (w “Ogniem i Mieczem”), statyści/aktorzy ledwo siedzieli na tych koniach bo, wygląda na to, że nic więcej nie potrafili.

Dodam tu jeszcze, że skrzydła husarza należą do naszej symboliki narodowej; żełnierze Pierwszej Dywizji Pancernej generała Maczka, nosili takie skrzydło na rękawach, nasi lotnicy wojskowi noszą te skrzydła na czapkach.

Mój program komputerowy przeszkadza mi nieco w pisaniu, bo poprawia mi na angielski.
21.11.2012 11:29
przegrupowanie husarii w galopie , praktycznie nierealne , biorąc pod uwagę wagę husarza z koniem . Husaria to taki współczesny czołg. To nie była lekka jazda.
22.11.2012 17:43
przegrupowanie husarii w galopie , praktycznie nierealne , biorąc pod uwagę wagę husarza z koniem . Husaria to taki współczesny czołg. To nie była lekka jazda.


Właśnie dlatego husaria była taka wyjątkowa że to potrafiła. Na tym polegała to, że mieli tak gigantyczną przewagę. Żadna inna formacja na świecie tego nie potrafiła! (chyba) Nie zdajemy sobie sprawę z tego jaki to był niesamowity wyczyn i jaki atut na polu walki.
18.01.2013 05:59
Do tego wszystkiego mozna dodac, iz wystawienie jednego husarza bylo bardzo kosztowne. To nie tylko zakup zbroi. Tu nalezalo wycwiczyc zarowno konia jak i samego husarza. Za to efekt koncowy byl imponujacy.
25.08.2013 09:21
Wracając do meritum, po nieomal 3/4 roku od ostatniego wpisu, ale na tak zacnym Forum, które przecież omawia tematy mierzone wiekami - nie jest to czymś niestosownym, chciałbym podzielić się radością jaką mi sprawia obcowanie z przodkami, odkrywanie i śledzenie ich paranteli ze mną.Wędrowanie po miejscach w których żyli, skąd odeszli na wieczny odpoczynek. Łączność z nimi - cementuje moją do nich przynależność. Identyfikuję się po tylu latach z nimi. Pochodzącymi z Galicji, potomkami szlacheckimi, którzy byli księżmi, urzędnikami, inżynierami, a kobiety - nauczycielkami. Ciekawi mnie również proces "zruszczenia" rodzinnej gałęzi, w wyniku którego mam krewnych Rusinów, Ukraińców w Stanisławowie. Pochodzą oni ze związku Prokopa Deputata ze szlachcianką Franciszką Ksawerą Strzetelską, siostrą mojej prababki Wincentyny. Strzetelscy, poprzez mariaż Stanisława b. posła do Sejmu II R.P. skoligaceni są z najznakomitszymi rodzinami w Polsce. Fortuna non mutant genus .
25.08.2013 09:32
Rusini to Ukraincy. Pierwotna nazwa Ukrainy to Rus (Rus Kijowska). Ukraina z nazwy jesta wytworem bardziej nowoczesnym, powstalym w okresie unii lubelskiej.
26.08.2013 06:01
Moja śp. mama Maria ze Szczęsnowiczów Wodyńska, absolwentka Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie uczyła do 1939 r. języka "ruskiego", nazwa Ukrainiec była zarezerwowana dla nacjonalistów. Nację ukraińską, państwo ukraińskie wylansował ZSRR.
2.09.2013 12:05
Rusini - to określenie odnoszące się do ludów zamieszkujących tereny Rusi Czerwonej, w odróżnieniu od Białorusinów. Z Moskwy są Moskale - którzy nazwę "Rosjanie" w zasadzie ukradli ... Rusinom. Rusini w odróżnieniu od np. Wołochów - choć oba te ludy zamieszkiwały na terenach Polski i uważali się za Polaków. Austria namieszała im w głowach w Rosja dokończyła całkowitego pomieszania poprzez ustanowienie koloni moskiewskiej na ziemiach polskich. Dla nich wojna zaczęła się pod koniec XIX wieku i z małą przerwą po której dokonała się zmiana okupanta trwa do dzisiaj, bo do dzisiaj Moskwa praktycznie rządzi rozniecając na Ukrainie (kraju Rzeczpospolitej) nacjonalizm. Ten nacjonalizm jest rodzajem moskiewskiego buta nad Polakami narodowości Rusińskiej, Wołoskiej i in.

A jak ktoś chce zobaczyć jakie bzdety można wypisywać na ten temat to niech spojrzy do hasła w Wikipedii.

Tak więc nazywajmy rzeczy po imieniu. Rusini - to narodowość mieszkańców terenów Rusi Czerwonej, Wołosi - to narodowość napływowa na terenach Karpat i Pogórza, Moskale - to Ci którymi rządzi obecnie Putin (choć nie wszyscy - bo przecież tam jest dalej wiele narodów dalej ciemiężonych), Ukraina - to kraj Rzeczypospolitej, a Rzeczpospolita - to nic innego jak wspólnota narodów oparta o zasady chrześcijańskie - w odróżnieniu od np. "wspólnoty niepodległych państw" (określenia zawierającego trzy kłamstwa)
4.09.2013 07:45
Im gorzej się na Ukrainie tamtejszym mieszkańcom żyje, tym intensywniej odurza się ich narkotykiem nacjonalizmu. Jednocześnie podejrzewam, iż działalność partii typu "Swoboda" finansowana jest, nie z Kanady, ale z Moskwy. Kłopoty z tożsamością współczesnych Ukraińców - wynikają z braków w edukacji historycznej. Wielowiekowe związki Rusinów z Polską są w ichnich opracowaniach historycznych pomijane, albo co gorsza... przedstawiane kłamliwie. Podróżując po Ukrainie co krok - spotykałem jednak ludzi, którzy na dźwięk polskiej mowy reagowali z dużą sympatią. Informując mnie przy tym o swoich polskich korzeniach. Tak samo było w Grecji, gdzie przebywało Ukrainców sporo.
W mojej rodzinie - Rusinami, czy jak kto woli Ukraincami są potomkowie Prokopa Deputata i siostry mojej prababki Franciszki Ksawery Strzetelskiej.
Są oni ludźmi starannie , jak na tamtejsze warunki wykształconymi, inteligentami z tradycjami sięgającymi do CK-profesora od łaciny i greki i nauczycielki. To ciekawe, iż istnieją wśród nich dwie identyfikacje narodowościowe. Propolska w rodzinie synów i wnuków córki Stanisławy Deputat i wyraźnie ukraińska w potomstwie jej syna Bażałuka. To kobiety, matki, babki, żony pilnowały tradycji mających wpływ na tożsamość późniejszych pokoleń. Zmarły niedawno w Stanisławowie, mój kuzyn Bogdan Marytczak zdążył mi podczas naszego jedynego spotkania w Mariampolu na Ukrainie opowiedzieć o tym, jak u niego w domu, jego mama przestrzegała zasad, że w czwartki - rozmawiało się u nich - wyłącznie po polsku. Niedawno, jego syn Denys - otrzymał Kartę Polaka !
Strona z 2 < Poprzednia Pierwsza