Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Józefat Andrzejowski (1849-1939) (2)

26.03.2011 14:25
[cen]

JÓZEFATOWI ANDRZEJOWSKIEMU W HOŁDZIE

W DNIU dzisiejszym (16 czerwca 1929) liczny zastęp wielbicieli cnót i zasług Józefata Andrzejowskiego, czci uroczystym obchodem osiemdziesiątą rocznicę Jego urodzin i sześćdziesiątą - podjęcia przezeń prac na terenie społecznym i oświatowym.

Józefat Andrzejowski urodził się w roku 1849 w Kielcach, z ojca Antoniego, znanego i cenionego lekarza, uczestnika powstania listopadowego 1831 r. i matki Aleksandry z Wysockich. Andrzejowski kończy gimnazjum w Kielcach w 1868 r. i wyjeżdża na praktyczne studja ceramiczne do Szwajcarji. Tu poznaje Andrzeja Towiańskiego w Zurichu, styka się z nim osobiście, ulega jego potężnemu, wysoce religijnemu wpływowi i od tej chwili pozostaje na całe życie wiernym i wdzięcznym jego uczniem. Towiański roztacza przed nim w rozmowie program pracy społecznej i wielką ideę posłannictwa Polski: "Idź w życie z wiarą i ufnością w Boga, z miłością do ludzi, idź w rzeszę robotniczą, w lud, umoralniaj, podnoś, służ, buduj dusze, a przez dusze przyszłość Polski!" Po jednej z rozmów Towiański uchylił drzwi od przyległego pokoju, gdzie był zawieszony obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej i powiedział: "A teraz bracie pomódl się i proś o błogosławieństwo w twoich postanowieniach na nowe dalsze życie!".

Wpływ Towiańskiego zdecydował o kierunku całego życia i dalszej pracy Andrzejowskiego. Studjuje ceramikę, wraca do kraju i rozpoczyna pracę zawodową w cegielniach i warsztatach ceramicznych, zbudowanych przez niego przy pomocy i współudziale Galicyjskiego Banku Parcelacji i Budowy w Łagiewnikach pod Krakowem. Po pewnym czasie prowadzi już fabrykę na własny rachunek i zostaje jej kierownikiem. Wpływa na własnych pracowników i robotników, wpływa też na okolicę, cieszy się poważaniem i zaufaniem. W 1878 roku likwiduje w Krakowie swoje przedsiębiorstwa i postanawia jechać tam, gdzie polskość najwięcej była zagrożona: na Kresy Wschodnie, do Kijowa. Przybywszy na teren zupełnie sobie obcy, kupuje pusty plac w Kijowie na Padole przy ulicy Kiryłowskiej, poparty jedynie skutecznie przez głośnego kijowskiego architekta Walerego Kulikowskiego i żonę jego utalentowaną rzeźbiarkę, wśród największych trudności i przeciwieństw, osobistą pracą i zaparciem się, buduje własną fabrykę ceramiczną, jaką od pierwszej chwili jej funkcjonowania uważa przedewszystkiem za podstawę dla swojej narodowo-oświatowej i społecznej polskiej pracy na terenie Kijowa i Rusi. Jednocześnie wchodzi w kontakt z tajnem Towarzystwem Oświaty Ludowej. W roku 1881 zakłada u siebie w fabryce tajną szkołę. Z czasem staje się poniekąd ośrodkiem akcji tajnego szkolnictwa. Sam odmawia sobie wszystkiego, prowadzi żywot ascety. Większą cześć zarobków fabrycznych i środki, zdobyte z publicznej ofiarności, do jakiej umiał pobudzić społeczeństwo polskie, oddaje na szkoły dla dzieci polskich. Tajny Zjazd Oświatowy w 1904 roku, w zakonspirowanem mieszkaniu Henryka Zdanowskiego, dyrektora cukrowni, w którym wzięło udział około 600 osób z całej Rusi, tworzy Towarzystwo Oświaty Narodowej i wybiera Andrzejowskiego prezesem. 1906 roku stoi na czele jawnego wówczas Towarzystwa "Oświata" jako jego przewodniczący. W tym samym roku widzimy go krzątającego się w Komitecie Budowy najpiękniejszego dziś w Kijowie kościoła Św. Mikołaja, pod zwierzchnictwem nieśmiertelnej pamięci prezesa i hojnego ofiarodawcy ś.p. Leonarda Jankowskiego.

Zamknięcie T-wa "Oświata" w r. 1908 i zwiększenie represji przez rząd rosyjski, zmusza działaczów do prowadzenia znowu pracy oświatowej konspiracyjnie. Duszą, jak dawniej, jest Andrzejowski. W roku 1913 aresztowany na posiedzeniu działaczów w Kijowie, pozostaje przez dwa miesiące w więzieniu Łukjanowskiem. W roku 1914 zesłany do Astrachania na trzyletnie wygnanie, wszystkie swoje siły oddaje i tam pracy wśród wysiedleńców z Polski. Z ramienia T-wa Pomocy Ofiarom Wojny organizuje wespół z p. Stanisławą Klimaszewską, przewodniczącą T-wa Dobroczynności, warsztat zabawek dziecinnych. Po rewolucji w 1917 r. wraca do Kijowa. Wybrany w czerwcu 1917 r. Prezesem Macierzy Polskiej w Kijowie i Kierownikiem Wydziału Oświaty Polskiego Komitetu Wykonawczego na Rusi, pełni obowiązki, wypływające z tych stanowisk, wśród najgorszych warunków, jakie stwarzały ciągłe zmiany rządów ukraińsko-denikinowsko-bolszewickich, wszystkich zawsze i wszędzie wrogich dla polskiej szkoły i oświaty. W 1920 roku przybywają do Kijowa wojska polskie, a z niemi nadzieja wywiezienia dziatwy z ochron, żłobków i szkół polskich. Nadzieja zawiodła, wskutek wycofania się armji polskiej, dzieci zostały, a z niemi został i Andrzejowski. Zabrano mu wszystko. "Czerezwyczajka" poszukiwała go z całą energją. Andrzejowski, chroniąc się, pracował jako robotnik w okolicy Kijowa, zarobkując na życie, ale nie przestawał w przebraniu robotnika odwiedzać w mieście ochron i żłobków polskich; czuwał, radził, zabiegał, aby dusze dziatwy polskiej ratować od zatrucia jadem bolszewickim.

Dzięki sprzyjającym okolicznościom udało mu się w październiku 1921 r. przybyć do Polski. Uratował i przywiózł do Polski, przy współudziale bezgranicznego poświęcenia p. Marji Stępowskiej, p. W. Długołęckiej i prof. Bolesława Guttmana, zgórą setkę dzieci, i szukał ratunku dla pozostającej jeszcze w Kijowie polskiej dziatwy. Przedstawiał tę sprawę i kołatał o ratunek dla tych dzieci w instytucjach państwowych i społecznych.

Stanął do pracy w Macierzy Szkolnej jako sekretarz, w Warszawskim Czerwonym Krzyżu jako skarbnik i członek Zarządu. Pełni obowiązki vice-prezesa w Kuratorjum Ognisk Akademickich z Kresów i członka Zarządu Towarzystwa Pomocy Dzieciom i Młodzieży z Kresów. Stał się też orędownikiem spraw i ludzi z kresów, a litanji jego prac i starań w zakresie pomocy uczączej się młodzieży z kresów i poszukiwania pracy dla bezdomnych i bezrobotnych, spisać niepodobna.

Józefat Andrzejowski, to postać jasna i czysta, dla której wszyscy, którzy mieli sposobność ją poznać, żywią szacunek i cześć. Wskazaniom Andrzeja Towiańskiego: "Idź i czyń dobrze" w ciągu pracowitych 60 lat służby społecznej nie sprzeniewierzył się.

HENRYK ROLICKI
Źródło:
Myśl Narodowa. Tygodnik Poświęcony Kulturze Twórczości Polskiej. 1929 R.9 nr25

Komentarze (1)

14.12.2011 00:55
[cen]

Towianizm.

Od kilkunastu łat bałamucili średnią inteligen­cję w Kielcach towiańczycy — a jedna z córek An­drzeja Towiańskiego, litwina emigranta osiadłego w Szwajcarji, pseudomistyka, marzącego o nowej epoce religijności, którą on miał rozpocząć i spra­wą bożą nazywał, bawiła stale u doktorstwa Andrzejowskich. Ta rodzina, poza onem bałamuctwem z emigracji pochodzącem, uczciwa i uczynna oddana panu Andrzejowi znalazła kilku popleczników dla towianizmu i jego mesjanizmu w rodzinie Jarońskich, Dzwonkowskich, szewca Kańskiego i innych.

Ks. kanonik T. Kuliński późniejszy biskup, oddziaływał na nich, ale bez skutku. Paru synów tego p. doktora było wówczas w gimnazjum. Otóż jeden z nich Jozafat uczeń 7-ej klasy, która wtedy była ostatnią, gdym jako prefekt, przy końcu roku szkolnego na lekcji liistorji kościelnej, omawiał sekty XIX wieku, a między nimi i nasze: Rongego, Czerskiego i Towiańskiego, odezwał się: Ksiądz prefekt fałszywie uczy o mistrzu Towiańskim. — Na co mu odrzekłem — obowiązkiem ucznia na lek­cji jest, słuchać czego uczą go mający prawo i obo­wiązek, a nie wygłaszać swego lub cudzego widzi­misię, w zakresie szkolnych przedmiotów! Gdy zaś po tej uwadze, coś jeszcze mruczał pod nosem, ka­załem mu, jeśli nie ma być wierzącym katolikiem, klasę opuścić, — co też on i uczynił, a przez to nietylko wobec mnie, ale i wobec zdziwionych jego kolegów, zamanifestował swoje towiańskie sekciar­stwo. Władza szkolna, poparła w tej sprawie swego Ks. prefekta. Wtedy Andrzejowscy, przez swo­ich przyjaciół, chcieli mię zdobyć dla siebie, gdyż chodziło o bliskie egzamina na patent, ale to się im nie udało!..

Na egzaminie z religji, Andzejowski, jako su­spectus (podejrzany) de orthodoxa fide, miał so­bie za porozumieniem z władzą szkolną, zadawane (stawiane) odpowiednie pytania, na które, gdy albo niechciał odpowiadać, albo oświadczał, że ma o tem inne przekonanie niż ja, jego prefekt, egzamin jego przerwano , i o patencie, nie mogło już być mowy — tem bardziej, że z paru innych przedmiotów on mu się nie powiódł!

(...)

I później jeszcze zniewolony byłem czuwać rad pokatną działalnością towiańczyków w Kielcach, a osobliwie kiedy młody Andrzejowski (syn), rów­nież lekarz, otrzymał posadę szkolnego lekarza.

Z tym panem wypadło mi parę razy, prowa­dzić dyskusje religijne, a nawet robić na piśmie odpowiednie refleksje, adresowane do ogółu towiańczyków kieleckich. Szkoda, że te pisma zagi­nęły mi. (...)

(...) Przy pewnem spotkaniu się ze starszym p. Andrzejowskim w jego domu, znienacka, pow­stał na mnie, mówiąc: Ksiądz jesteś wróg Ojczyzny i nieprzyjaciel sprawy Bożej! lecz stropił się zaraz, gdy mu odrzekłem: ja wróg Ojczyzny?! Proszę mi tego dowieść! W tych warunkach, jakie są obecnie dla szkoły, i gdy każdy kielczanin wie dobrze jak ja się trzymam na moim posterunku. A prócz te­go — ja, nieprzyjaciel sprawy Bożej?'. Jakim sposo­bem? przez co? Skoro mogąc być czem innem, wybrałem sobie powołanie kapłańskie i jego się trzymam całą duszą?! Wiem co p. doktór ma na myśli! lecz dziwię się mocno, że wychowaniec wi­leński, nie szanuje ducha i tradycji kolegów: Zana i innych, którzy sekciarstwem się nie bawili! I na tem skończyła się, ta doraźna dyskusja i wizyta zarazem.

Z czasem, ten fanatyzm towiańczyków ostygał i powoli prawie zanikł, w cichych nad wyraz Kiel­cach... OO. Zmartwychwstańcy z niem najskutecz­niej walczyli.

Obecnie z Andrzejowskich w Kielcach, nikogo już niema. W Warszawie zaś żyje jeszcze, bezżenny, on Jozafat A., pożytecznie kierujący Macierzą Polską.

KS. TEODOR CZERWIŃSKI

Źródło:
Pamiętnik ks. Teodora Czerwińskiego [...]. Cz. 2. Kielce 1931 str. 11