Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Wspomnienie Zofii Krasuskiej

6.02.2017 21:50
Młodsza siostra mojej prababki: Zofia Henryka z Żelazowskich Wacławowa Krasuska (1886-1983). Była córką Stanisława (1836-1920), uczestnika Powstania Styczniowego i Antoniny z Wąsowskich (1844-1920). Pochodziła z drobnej szlachty spod Liwa, niebogatej, ale za to bardzo starej, bo rody jej ojca i matki, pieczętujące się herbami Jastrzębiec i Abdank, wywodziły się jeszcze ze średniowiecza. Wśród swoich przodków miała rycerzy książąt mazowieckich: Jana Żelazo, Wszebora z Żelazowa... Była dumna ze swojego pochodzenia. Zawsze uważała się za szlachciankę i od wielkiego dzwonu potrafiła się tak ubrać – skromna kobieta z prowincji – że wyglądała jak prawdziwa dama. Nie zapomnę pięknej, koronkowej mantylki, którą zakładała w dni świąteczne i uroczyste. To była chyba jeszcze dziewiętnastowieczna mantylka mojej pra-prababki. Największą tragedię życia Zofii stanowiła śmierć syna Mariana (1917-1944), AK-owca zabitego przez sowietów. Biedna, pochowawszy go, przeniosła się niemal na cmentarz. Musiało upłynąć wiele czasu, by można ją było wreszcie oderwać od grobu ukochanego jedynaka. Wydarzenie to określiło jej stosunek do władzy ludowej, której nie cierpiała, a różne hasła o przyjaźni polsko-radzieckiej doprowadzały ją do furii. Zdarzyło się raz, że swoim zachowaniem zakłóciła jakąś akademię "ku czci", wyprowadzono ją z sali, znalazła się na komisariacie milicji. Mieszkała w Dobrem (koło Mińska Mazowieckiego), gdzie czasem ją odwiedzałem. Podobno czekała na mnie z utęsknieniem, a każda moja wizyta u niej stwarzała mi niecodzienną okazję obcowania z realiami XIX wieku. Nadzwyczaj pobożna, żyła w świecie obrzędów katolickich i cudów. Doświadczała kontaktu z duszami zmarłych. Jednocześnie była osobą praktyczną i życiowo zaradną: przez lata prowadziła w Dobrem świetnie prosperującą gospodę. Pod koniec życia miała już umysł zmącony, ale i wówczas wsłuchiwałem się w jej opowieści – coraz bardziej dziwne i fantastyczne. Mawiała w tym czasie, że nie musi już bywać w kościele, bo z Panem Jezusem spotyka się we własnym mieszkaniu: „Całe życie chodziłam do Boga, teraz On przychodzi do mnie”. Szlachetna i prawa osoba, ciepła, dobra, po staropolsku gościnna... Będę o niej zawsze pamiętał!