Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941

30.07.2009 17:47
Jedwabne a zbrodnie na Kresach 1939-1941 (III)
prof. Jerzy Robert Nowak


Żydowscy kolaboranci
W poprzednim GŁOSIE pisałem o barbarzyńskim zniszczeniu polskiej wioski i wymordowaniu jej wszystkich mieszkańców (ok. 300 osób) przez sowieckich partyzantów, głównie Żydów, w kwietniu 1944 roku. Wymordowano ich w odwecie za to, że organizowali samoobronę chłopów przeciw wciąż ponawianym rabunkom wsi. Przez rzeź w Koniuchach [porownaj Morderstwo w Koniuchach - wtr. WK] chciano zastraszyć inne wsie polskie, by nie odważyły się bronić przeciw wciąż ponawianym rabunkom. Przytaczałem fragmenty książek żydowskich autorów, wydanych w USA, w których otwarcie chwalili się dokonaną na polskich chłopach rzezią. Zapytywałem w związku z tym dlaczego prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres nie podjął dotąd sprawy okrutnej rzezi na Polakach w Koniuchach, choć sprawcy mordu są znani, a niektórzy nawet pysznią się swą zbrodnią.
Z tym większą satysfakcją mogę dziś poinformować czytelników GŁOSU, że zaledwie kilka dni po moim tekście, 23 lutego, "Rzeczpospolita" poinformowała, że Instytut Pamięci Narodowej wszczął śledztwo w sprawie mordu na polskich chłopach we wsi Koniuchy. Okazało się, że w lutym w tej sprawie pismo do IPN wystosował Kongres Polonii Kanadyjskiej. Zdumiewa jednak fakt, że o wszczęciu śledztwa ogłoszono tylko w "Rzeczpospolitej", podczas gdy fakt ten przemilczano w tak wpływowych dziennikach, jak "Gazeta Wyborcza" czy "Życie", nie mówiąc o telewizji. Zdumiewa również informacja podająca, że bada się sprawę o odpowiedzialności za zbrodnie partyzantów sowieckich, nie podając, że trzon uczestników rzezi w Koniuchach stanowili partyzanci żydowscy. Jak dotąd jakoś partyzanci sowieccy z innych narodowości, którzy uczestniczyli w rzezi, nie chwalili się swym udziałem.
Rozenblat ujawnia zbrodnie komunistów żydowskich
Wybielającym kolaborację Żydów na Kresach fałszerstwom Grossa jednoznacznie przeczą najnowsze ustalenia żydowskiego naukowca z Brześcia Litewskiego na Białorusi Eugeniusza Rozenblata. Jest on wytrawnym znawcą dziejów Żydów na Kresach, a przy tym historykiem, a nie socjologiem, jak Gross.
W szkicu naukowym "Jewrei w sisteme meżnacjonalnych otnoszenii w zapadnych obłastiach Bełarusi, 1939-1941 g.", publikowanym w r. 2000 na łamach "Bełaruskiego histarycznego zbornika", 13, Rozenblat pisał m. in.:
"W pierwszych tygodniach wojny Żydzi, wykorzystując ucieczkę przedstawicieli polskiej administracji, przejawili inicjatywę jeszcze przed wkroczeniem części Armii Czerwonej i zapełnili za zgodą lub bez zgody pozostałej ludności powstałą wtedy próżnię władzy praktycznie we wszystkich miastach i miasteczkach Zachodniej Białorusi, gdzie ludność żydowska nierzadko stanowiła większość mieszkańców. W tym okresie aktywność żydowskiej ludności wyrażała się w formowaniu struktur aparatu przemocy dla poparcia systemu społecznego (robotniczej gwardii, oddziałów milicji, rozlicznych komitetów, itd. ...). Stworzone przez nich organizacje wzięły na siebie funkcje zbierania broni, aresztowania przedstawicieli polskiej armii i aparatu władzy. W mieście Pińsku, dzięki czujności gwardii robotniczej, aresztowano ministra sprawiedliwości polskiego rządu Michałowskiego, rozpoznanego przez byłego członka KPZB Basię Giller"
(Według opracowanego przez J. Fronczaka w 2 tomie "Słownika biograficznego działaczy polskiego ruchu robotniczego biogramy Barbary (Baszy, Lei) Giller po wojnie była ona m. in. kierownikiem katedry w Centralnej Szkole Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Łodzi).
Zadenuncjowanie przez Giller skończyło się tragicznie dla b. polskiego ministra sprawiedliwości. Skazany na pobyt w sowieckim więzieniu zmarł (być może został zamordowany) w 1941 r. w czasie ewakuacji więzień sowieckich.
E. Rozenblat akcentował również znaczenie udziału zbolszewizowanych Żydów w wystąpieniach zbrojnych przeciw polskiej armii we wrześniu 1939 r. Według jego ustaleń w tak wysławianym przez historiografię sowiecką antypolskim powstaniu w mieście Skidel Żydzi stanowili większość uczestników. Opisując rolę prosowieckich żydowskich ochotników, patrolujących miasta, Rozenblat pisał, że:
"Uzbrojone formacje służyły nie tylko jako środek obrony żydowskiej ludności od możliwych konfliktów między narodowościami, lecz same również stanowiły zagrożenie dla określonej części ludności polskiej. Zabójstwa i grabienie Polaków miały dwojaki charakter. W jednych przypadkach były to polityczne akcje, skierowane przeciwko przedstawicielom polskiej władzy. I tak gwardia robotnicza miasta Pińska na czele z b. członkiem KPZB Benjaminem Dodiukiem, w której skład weszli M. Żukowski-Zilberg, G. Szkliarnik, Sz. Szklarnik, Władimir Antonowicz, Abram Gorbat, Judel Kot i in., rozstrzeliwała na miejscu polskich oficerów i policjantów, zatrzymanych z bronią w ręku, w innych przypadkach jako motyw mordu występowała chęć wzbogacenia się kosztem swych ofiar. We wsiach podobne działania dokonywane były głównie przez Białorusinów, w miastach i miasteczkach - przez Żydów."
Zdominowanie administracji przez "aktyw" żydowski
Do szczególnie bezczelnych fałszów Grossa należą powtarzane parokrotnie w "Upiornej dekadzie" twierdzenia stanowczo zaprzeczające masowemu udziałowi Żydów w sowieckiej administracji. Gross gromko zapewnia iż "Żydzi są wymieniani w obsadzie lokalnych organów władzy bardzo rzadko" ("Upiorna...", op. cit., s. 78), albo, że udział Żydów w obsadzie różnego typu komitetów prosowieckich "był znikomy" (tamże, s. 77). I na dowód tego wylicza na niemal całą stronę 77 składów niektórych komitetów na wsiach, np. wsi Żurawice czy gminie Chotiaczów, podając, że tam najwyraźniej dominowali nie-Żydzi. Przytacza nazwiska Jakuba i Dymitra Maksimczuka, Danelo Hantiuka, Iwana Maciochy, Wasyla Szostaka, etc. Manipulacja Grossa ma na celu oszukanie niezorientowanych czytelników. Otóż, jak powszechnie wiadomo, na wsiach kresowych, gdzie Żydów zamieszkiwało stosunkowo niewielu, w komitetach rewolucyjnych i milicji dominowali Białorusini i Ukraińcy. Inaczej natomiast wyglądała sytuacja w miastach i miasteczkach, co szalbierczo pomija Gross. Otóż wszędzie tam w prosowieckich komitetach rewolucyjnych, milicji, sądach, prokuraturach zdecydowanie dominowali zbolszewizowani Żydzi. I oni właśnie dali się szczególnie we znaki polskiej ludności miast i miasteczek.
Aby dokładnie udowodnić fałszerstwa Grossa, który wylicza składy władz we wsi Żurawicy czy gminie Chotiaczów przytoczę jakże wymowne, a szalbierczo przemilczane przez Grossa składy sowieckich władz po 17 września w niektórych miejscowościach, w tym w takich miastach jak Stanisławów, Łuck czy Zamość. W przeważającej mierze oprę się przy tym na świadectwach Żydów, bez porównania uczciwszych od hochsztaplerskiego autora "Upiornej Dekady" i "Sąsiadów". Oto niektóre, jakże wymowne, przykłady.
W książce o "mniejszym z dwóch zeł" na temat sytuacji Żydów pod panowaniem sowieckim 1939-1941 żydowski historyk Dov Levin pisał, że:
"Już w początkowych dniach obecności Armii Czerwonej we wschodniej Polsce, części Rumunii i w krajach bałtyckich - a w pewnych przypadkach nawet przed ich przejęciem - Żydzi byli aktywni w tworzeniu instytucji nowego rządu. Oni wyróżniali się w gwardyjskich formacjach milicji, ciałach zwanych jako "komitety" rewolucyjne lub tymczasowe. Obecność Żydów w tych organizacjach rzucała się w oczy w miasteczkach i miastach (...). W kręgach sowieckiej administracji wojskowej szeroko (i słusznie) podzielano w tym czasie pogląd, że żydowska mniejszość była jednym z elementów najbardziej godnych zaufania na tym etapie (...) Żydzi byli widoczni we wszystkich agencjach cywilnej administracji w czasie konsolidowania się sowieckiego reżimu przed oficjalnym anektowaniem zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi w listopadzie 1939 r." (D. Levin, "The Lesser of Two Evils: Eastern European Jewry Under Soviet Rule, 1939-1941", Philadelphia and Jerusalem 1995, s. 43).
Według wydanej w Jerozolimie "Pinkas Hahehillot" (Encyclopedia of Jewish Communities. Poland, vol. II Eastern Galicia, Jerusalem 1980, s. 368) po wejściu wojsk sowieckich do Stanisławowa żydowscy komuniści objęli liczne stanowiska we władzach miejskich. Stanowisko wiceburmistrza objął A. Eckstein, szefem milicji został Rozental, jego zastępcą Kochman, komendantem więzienia - Mendel Blumenstein, jego zastępcą Shkulnik, a dyrektorem poczty - prawnik Hausknecht.
Według książki "Europa NIE prowincjonalna" (Warszawa 2000, s. 1105, 1106) w Łucku przewodniczącym rady miejskiej po wejściu armii sowieckiej został żydowski komunista Menachem Librich, natomiast miejskim sekretarzem partii komunistycznej w tym mieście został Żyd z Kijowa - Geszonowicz.
Cytowany już wcześniej żydowski historyk Dov Lewin przytoczył w swej książce konkretne, bardzo wymowne dane, ilustrujący jakże znaczący udział zbolszewizowanych Żydów w sowieckiej administracji licznych miast i miasteczek na Kresach. Według Levina: "Żydowski komunista, którego wypuszczono z więzienia po wybuchu wojny, i który dotarł do miasta Chełm, znajdującego się wówczas pod rządami sowieckimi (następnie przekazano go Niemcom) opisuje, że całe miasto było w rękach żydowskich. Burmistrz był Żydem. Także wszyscy sprawujący urzędy miejskie i milicjanci, za wyjątkiem "kilku Polaków" byli żydowskimi komunistami. W Zamościu tak wielu Żydów weszło do miejscowej milicji, że stanowili większość w jej szeregach (...) Żydzi kierowali prowincjalnym komitetem miejskim w Stryju (...) Stosownie do żydowskich źródeł Żydzi stanowili 70 procent członków milicji w pewnych miejscowościach wschodniej Galicji" (D. Levin, "Lesser... op. cit.", s. 43-44).
Według Levina komendantem miasta Telechany w okręgu pińskim został Leibel Klitnik, a jego brat Ephraim został zastępcą przewodniczącego rady miejskiej. Żydzi zajęli stanowiska burmistrzów w takich miejscowościach jak Dąbrowica, Ostrog, Łuck (...), (por. tamże, s. 43, 44).
Amerykański historyk Richard C. Lukas pisał w książce "Zapomniany Holocaust" (por. polskie wyd. Kielce 1995, s. 164), iż:
"Jeden z raportów oceniał, że 75 proc. administracji wysokiego szczebla we Lwowie, Białymstoku i Łucku podczas sowieckiej okupacji składało się z Żydów".
Zbigniew Romaniuk z Brańska cytował takąż oto opinię miejscowego Żyda Altera Trusa o zdominowaniu tamtejszej administracji sowieckiej przez Żydów:
"Najważniejszymi w mieście zostają Welwl Puszański, Benie Fajwel-Szustels, Rufcie Pytlak - starzy komuniści, przyłączają się do nich Szepsel Preiser i Chaje Man" (por. Z. Romaniuk, 21 miesięcy władzy sowieckiej w Brańsku [w:] "Ziemia Brańska", t. VI, 1995, s. 79). Według Romaniuka (tamże s. 84): "Nowy aparat urzędniczy wszystkich Polaków traktował jako potencjalnych wrogów".
Żyd ze Słonimia, miasta powiatowego w województwie nowogrodzkim - Nachum Alpert pisał, że na czele tymczasowej administracji miasta Słonimia stanął Żyd z Mińska Matwej Kołotow. Według Alperta Kołotow "miał raczej prostacki wygląd. Zainstalował swój urząd w starostwie i w prywatnych rozmowach nie ukrywał swej dumy z tego, że urodził się w rodzinie proletariackiej". - "Mój ojciec jest izwoszczikiem (woźnicą)" - chwalił się całą siłą swego głosu. I nie można go było lekceważyć. Cały świat był w jego rękach" (por. N. Alpert, "The Destruction of Slonim Jewry", New York 1990, s. 10). Na czele zorganizowanej przez Kołotowa Gwardii Robotniczej, mającej pilnować "porządku" w mieście postawiono innego Żyda - Chaima Chomsky’ego, weterana partii komunistycznej.
Żydowski autor M. Amihai, pisząc o sytuacji w mieście powiatowym Sambor w województwie lwowskim, stwierdził, że: "Wielu Żydów weszło do służb miejskich i rządowych. Rosjanie ufali żydowskiej ludności więcej niż Polakom i Ukraińcom, i dlatego wyższe stanowiska powierzano Żydom" (por. M. Amihai, "The Rohatyn Jewish Community. A Town that Perished", Tel Aviv 1962, s. 44).
Były żołnierz Armii Krajowej Witold Andruszkiewicz wspominał na łamach "Głosu Polskiego" z Toronto 1 lutego 1997, iż w jego rodzinnych Ejszyszkach po wejściu armii sowieckiej "Żydzi też obsadzili z miejsca większość stanowisk w miejscowej administracji i władzach bezpieczeństwa".
Doktor ordynator Wadiusz Kiesz tak wspominał z czasów swej młodości zmonopolizowanie władzy przez Żydów w jego rodzinnym Boremlu po 17 września 1939 roku: "Po objęciu władzy przez Sowietów w miasteczku ukształtował się komitet miejski partii, gdzie narodowościowy skład był jednolity - żydowski. Od tej bezpośredniej władzy zależało wiele - kogo deportować, kogo odpowiednio zaopiniować, kogo wreszcie zaszeregować do tej czy innej szuflady" (por. W. Kiesz, "Od Boremla do Chicago", Starachowice 1999, s. 66).
Karol Liszewski (prof. Ryszard Szawłowski) pisał, że również w Nadwornej, gdzie wojska sowieckie pojawiły się 22 września 1939 r. "całą administrację miasta objęli miejscowi Żydzi" (por. K. Liszewski (R. Szawłowski), "Wojna polsko-sowiecka 1939 r.", Londyn 1988, s. 56).
Według relacji Władysława Swirskiego otrzymanej z kręgów polonijnych w Kanadzie, za pośrednictwem autora znaczących prac o stosunkach polsko-żydowskich w latach 1939-1941 Marka Pula - w Bogdanówce, w pobliżu Zborowa miejscowej organizacji partii komunistycznej przewodziła Basia Szapiro. Jej zięć o nazwisku Lipszyc był sekretarzem rady miejskiej. W czerwonej milicji bardzo wpływową postacią był tamtejszy handlarz końmi Josz Pinkas.
"Panoszyli się bezwzględnie"
Aby w pełni uprzytomnić czytelnikom jak fałszywe są stosowane
przez Grossa próby wybielenia obrazu postaw Żydów na Kresach i zaprzeczania ich tak znaczącemu, a często dominującemu udziałowi w tamtejszej sowieckiej administracji pozwolę sobie na odwołanie się do relacji samych Żydów-świadków owych lat. Na przykład Henryk Reiss, tak wspominał pierwsze lata rządów sowieckich we Lwowie (1939-1941):
"wówczas we Lwowie bycie Jewrejem ułatwiało życie. Władze sowieckie nie ufały Polakom. Nie ufały Ukraińcom marzącym o wolnej Ukrainie, a nie o Ukrainie jako części Związku Radzieckiego. Pozostali Żydzi. Jedynie oni witali Armię Czerwoną kwiatami, jak zbawców. Polski rząd emigracyjny w Londynie apelował, aby nie współpracować z sowieckim okupantem. Polacy, początkowo przynajmniej, nie zgłaszali się do pracy. Czekali. Żydzi nie mogli lub nie chcieli czekać. O posady było łatwo. Dla Żydów nawet bardzo łatwo (...). Dziewięćdziesiąt procent urzędników naszego zjednoczenia stanowili Żydzi. Podobna sytuacja istniała we wszystkich innych zjednoczeniach i kooperatywach spółdzielczych na terenie Lwowa, obejmujących wszystkie gałęzie przemysłu, produkcji i handlu. Czyż można się dziwić, że Polacy, którzy starali się nie współpracować z Rosjanami, bo taki był rozkaz polskiego rządu w Londynie, uważali Żydów za kolaborantów, agentów bolszewizmu?" (por. H. Reiss, "Z deszczu pod rynnę. Wspomnienia polskiego Żyda", Warszawa 1993, s. 41).
Wspomniany już historyk żydowski z Białorusi Eugeniusz Rozenblat pisał w cytowanym szkicu, iż "znaczące warstwy żydowskiej ludności wykorzystały zniknięcie polskiej inteligencji i upadek administracyjno-gospodarczego aparatu. Właśnie wtedy ogromna żydowska masa inteligencka i półinteligencka napłynęła do powstałej wówczas niszy, zajmując miejsca w nowych państwowych strukturach (...)".
Jak bardzo znaczące były te awanse żydowskich mas, gdy żydowski "lud wszedł do śródmieścia" wyraziście świadczą przytoczone przez Rozenblata dane. Otóż w obwodzie pińskim w styczniu1941 roku Żydzi stanowili 25,3% wśród osób, które awansowały na różne stanowiska, a w organizacjach i instytucjach obwodowych - około połowy składu (49,5%). W rejonie słonimskim Żydzi stanowili ok. 43% osób awansowanych na różne stanowiska, Białorusini 43,5%, Polacy 10,4%. W części miejscowości Żydzi zajęli większość stanowisk w niektórych zawodach. W obwodzie pińskim na przykład Żydzi stanowili 64,7% lekarzy, 49,2% buchalterów, rachmistrzów i planistów. Rozenblat pisze, że przejawy preferowania specjalistów Żydów prowadziły niekiedy do konfliktów. I tak na przykład w Baranowiczach medycy nie-Żydzi uskarżali się na to, że w miejskim szpitalu zostawiono wyłącznie lekarzy-Żydów, a lekarze z innych narodowości posłani zostali bądź do innej pracy w mieście, bądź posłani do regionów w teren.
Czasami ostre konflikty wywoływała skrajna niekompetencja Żyda pochopnie awansowanego na kierownicze stanowisko. I tak Żyd mianowany przewodniczącym kołchozu im. Komuny Paryskiej już w ciągu miesiąca wzburzył przeciwko sobie większość kołchoźników. Według Rozenblata niezadowolenie z żydowskiego przewodniczącego kołchozu wywołało jego grubiaństwo, otwarte przywłaszczanie dóbr materialnych i wyraźne protegowanie miejscowych Żydów. Decydując się na zdjęcie go ze stanowiska rejonowy komitet partii akcentował, że jego postępowanie wywołało wybuch narodowej nienawiści w kołchozie.
Rozenblat wskazywał również na to, że: "Liczni Żydzi zajmowali odpowiedzialne stanowiska w organach NKWD, sądach i prokuratorach i z nimi kojarzono represje nowej władzy. I tak, prokuratorem okręgowym w dywińskim okręgu obwodu brzeskiego była M. M. Becker, prokuratorem w okręgu prużańskim Była N. I. Liwszic (...), zastępcą naczelnika NKWD w obwodzie brzeskim - W. G. Kagan, naczelnikiem wydziału śledczego w brzeskim NKWD - S. M. Levin (...)". Rozenblat podkreślał, że według danych z 25 września 1940 roku, 41,2% wszystkich pracowników zatrudnionych w sądach i prokuratoriach obwodu pińskiego było narodowości żydowskiej. Zdaniem Rozenblatta tak silny udział Żydów w różnych strukturach sowieckiej władzy był traktowany przez część ludności jako "niesprawiedliwe uprzywilejowanie Żydów". Doprowadziło to do pojawienia się złośliwych określeń w stylu "sowiecka władza - władza Żydów i dla Żydów", "władza żydowska".
Wrocławski sufragan, ks. biskup Wincenty Urban tak pisał w książce "Droga krzyżowa archidiecezji lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945", (Wrocław 1983, s. 93-94):
"Czynniki administracyjne nie znały litości, były bezwzględne, cisnęły na każdym kroku. Organem wykonawczym były najczęściej "biedniaki" oraz miejscowi Żydzi, zwłaszcza ci ostatni panoszyli się bezwzględnie, nieraz wyzywająco i bezczelnie. Ich dziełem po największej części były różne donosy na ludzi oraz oskarżenia".
Rozliczne żydowskie świadectwa potwierdzają opinię o niezwykle dużym udziale żydowskich kolaborantów w sowieckiej administracji na Kresach. W wydanych przez Żydowski Instytut Historyczny "Studiach z dziejów Żydów w Polsce" (Warszawa 1995, t. II, s. 65) przytoczono zawartą w Archiwum Ringelbluma ocenę Żydówki z Grodna:
"Położenie Żydów na terenach polskich zajętych przez sowiety było nader pomyślne. Dzięki swojemu wrodzonemu sprytowi i zdolnościom potrafili sobie ułożyć życie jak najdogodniej (...). Bardziej wpływowych Polaków oraz takich, którzy zajmowali przed wojną ważniejsze stanowiska, bolszewicy wywieźli wgłąb Rosji, wszelkie zaś urzędy obsadzali przeważnie Żydami i im powierzali wszędzie kierownicze funkcje (podkr. J. R. N.). Z tych względów ludność polska ustosunkowywała się na ogół od razu bardzo wrogo, wytworzyła się nienawiść o wiele jeszcze silniejsza, niż była przed wojną".
Podobny pogląd znajdujemy w zamieszczonej w tychże zbiorach Ringelbluma opinii Żydówki z Wilna, stwierdzającej:
"bolszewicy na ogół przychylnie odnieśli się do Żydów, mieli do nich pełne zaufanie i byli pewni ich całkowitej sympatii i zaufania. Z tego powodu obsadzili Żydami wszystkie kierownicze i odpowiedzialne stanowiska, nie powierzając ich Polakom, którzy je dawniej zajmowali" (podkr. - J.R.N.).
Zafałszowanie wymowy książki M. Gnatowskiego
Aby dowieść, że Żydzi nie grali żadnej znaczącej roli w administracji Jedwabnego pod okupacją sowiecką, Gross powołuje się na urywkową informację o czołowych urzędnikach tej administracji, nie-Żydach, w oparciu o książkę prof. Michała Gnatowskiego: "W radzieckich okowach. Studium o agresji 17 września 1939 r. i radzieckiej polityce w regionie łomżyńskim w latach 1939-1941", Łomża 1997, s. 296. Jak zwykle starannie przemilcza natomiast rozliczne informacje w tej książce dowodzące, że Żydzi byli szczególnie uprzywilejowani w polityce sowieckiej kosztem Polaków. Prof. Gnatowski pisał m. in. (op. cit., s. 158), że Żydzi i Białorusini to były w Łomżyńskiem jedyne grupy ludności, na które władza radziecka mogła liczyć, zwłaszcza na liczny w małych miasteczkach regionu "proletariat żydowski". Na s. 159 swej książki prof. Gnatowski pisze, iż:
"Naczelnik MO NKWD w Łomży na naradzie w Mińsku 20 IX 1940 r. stwierdził: "u nas utarła się taka praktyka. Poparli nas Żydzi i tylko ich wciąż było widać. Zapanowała też moda, że każdy kierownik instytucji czy przedsiębiorstwa chwalił się tym, że u niego nie pracuje już ani jeden Polak. Wielu z nas Polaków po prostu się bało". Uznał on taką postawę wobec Polaków za błąd. Inni uczestnicy narady tak nie uważali. Odwrotnie jeden z naczelników RO NKWD stwierdził z naciskiem, że "wszyscy Polacy to kontrrewolucjoniści".
Traktowani jako ludzie "drugiej kategorii", poddawani prześladowaniom narodowym, usuwani z pracy i narażani na ciągłą depolonizację, Polacy byli tym mocniej uczuleni na widoczne przykłady faworyzowania Żydów. Jak pisał prof. Gnatowski:
"(...) w wypowiedziach mieszkańców regionu cytowanych w radzieckich dokumentach - wskazuje się na negatywne traktowanie Polaków i kokietowanie Żydów. Np. 20 X 1940 r. Jan Gosk mówił w Rutkach: "Teraz to mamy żydowskie cesarstwo. Tylko ich wybierają wszędzie, a Polak jak koń, on tylko ciągnie i jego biją batem. Dla Polaków nastały złe czasy" (tamże, s. 159).
"Ilu was? Raz!"
Zaprzeczając masowemu udziałowi Żydów w kolaboracji z Sowietami na Kresach, przedstawiając go jako nikły i obejmujący tylko niewielką część Żydów, Gross stwarza mity o rzekomym masowym oporze Żydów przeciw Sowietom, co więcej, bezczelnie przecząc powszechnie znanym faktom, twierdzi w "Upiornej dekadzie" (wyd. z 1998, s. 82), iż "większość Żydów" odrzucała sowieckie porządki, oraz że "za te poglądy i działania antysowieckie Żydzi zostali ukarani". Na poprzedniej stronie (s. 81) pisze, że Żydzi "zapłacili za to wysoką cenę". Powołując się na niektóre, poddawane w wątpliwość statystyki, stwierdzające, że Żydzi stanowili 30% osób deportowanych przez Rosjan (Polacy - 52%), choć byli dużo mniej liczni od Polaków; Gross głosi, że jest to dowód na to, że "władze radzieckie represjonowały Żydów surowiej niż Polaków". Jest to świadomy fałsz z kilku względów. Po pierwsze, gdy piszemy o surowych represjach, to Polacy wielokrotnie częściej byli mordowani przez Sowietów w latach 1939-1941 niż Żydzi. Po drugie, Polaków represjonowano bądź z powodów politycznych (jako przedstawicieli dawnej administracji, członków elity polityczno-kulturalno, bądź po prostu tylko za to, że byli Polakami). Żydów deportowano na ogół z trzech powodów - jako uciekinierów z terenów pod okupacją niemiecką (Rosjanie nagminnie podejrzewali ich o szpiegostwo), za zgłoszenie się na wyjazd na tereny Generalnej Guberni, bądź za spekulację towarami, w której Żydzi odgrywali dominującą rolę. Groteskowo w tym względzie wygląda przedstawianie jako wyjątkowo znaczącej manifestacji żydowskiego oporu wobec Sowietów, to, że część Żydów nie kwapiła się do przyjmowania dokumentów potwierdzających sowieckie obywatelstwo. Według Grossa "Drugą demonstracją antyreżimową mniej więcej w tym samym czasie, było masowe zgłaszanie się Żydów do sowiecko-niemieckich komisji przesiedleńczych z prośbą o repatriację do Generalnej Guberni" ("Upiorna... op. cit.", s. 81).
Tego typu działania nazwane szumnie przez Grossa "demonstracjami antyreżimowymi" nie miały nic wspólnego z prawdziwie aktywnym oporem wobec władzy sowieckiej, w którym Żydzi albo nie uczestniczyli, albo w wyjątkowo małym, lilipucim wręcz stopniu. By przytoczyć choćby tak wymowne dane ze sprawozdania NKWD BSRR z 27 lipca 1940 r., skierowane do sekretarza KC KP Białorusi Ponomarienki na temat likwidacji kontrrewolucyjnych organizacji podziemnych, skupiających 3.231 działaczy, głównie ludzi młodych. Żydzi według tych informacji stanowili mikroskopijny ułamek wszystkich wykrytych i zlikwidowanych organizacji podziemnych. Dosłownie jeden Żyd zamieszany w działalność tych organizacji przypadał na 363 Polaków. Dokładny stan narodowościowy podziemia antysowieckiego według informacji NKWD wyrażały następujące liczby: Polacy – 2.904 osób, Białorusini - 184, Żydzi - 8, Litwini - 37, inni - 98 (por. A. Chackiewicz, Aresztowania i deportacje społeczeństwa zachodnich obwodów Białorusi (1939-1941) w książce "Społeczeństwo białoruskie, litewskie i polskie na ziemiach północno-wschodniej II Rzeczypospolitej w latach 1939-1941", pod red. M. Giżejewskiej i T. Strzembosza, Warszawa 1995, s. 134).
Na tle tej garstki żydowskich non-konformistów tym bardziej zdumiewa skrajne apoteozowanie przez Grossa ogromnego jakoby oporu żydowskiego wobec Sowietów. Ktoś złośliwy przypomniałby tu krótką wymianę zdań: "Ilu was? Raz!".
Niemiecki historyk o "absurdach" Grossa
Zafałszowania Grossa, skrajnie wybielającego kolaborację Żydów z Sowietami, w druzgocący sposób obalił Bogdan Musiał, jeden z najwybitniejszych niemieckich historyków młodego pokolenia. W toku publikowanej w "Życiu" z 2 lutego 2001 rozmowy z nim przeprowadzonej przez Pawła Paliwodę pt. "Nie wolno się bać", Musiał powiedział m. in.:
"Część ludności żydowskiej, która miała skłonności lewicowe, szczególnie młodzież, rzeczywiście zaczęła współpracować z Sowietami. W ten sposób Polacy zaczęli postrzegać Żydów jako zdrajców, sprzymierzeńców Sowietów. Powszechnie sądzono, że listy proskrypcyjne wysyłanych na Syberię były przygotowywane przez żydowskich komunistów. Po części jest to prawda. Weźmy na przykład relację Michaela Mielnickiego, syna Chaima Mielnickiego z Wasilkowa (zawartą w książce "Białystok to Birkenau", która ukazała się w roku 2000 w Toronto). Wspomina on, że przyjeżdżali do nich funkcjonariusze NKWD i dla nich on z tatą wypełniali listy tych, którzy mieli jechać na Syberię. Polaków określa mianem "zdrajcy", "folksdojcze", "faszyści" - językiem sowieckich okupantów. Cytuje swojego ojca: "musimy się pozbyć tych polskich faszystów, bo oni są naszymi wrogami". Tylko, że wśród tych faszystów i zdrajców były też dzieci, niemowlęta. Chociaż tylu Polaków wywieziono z pomocą jego ojca, pan Michael Mielnicki dziwi się bardzo, że po wejściu Niemców nagle wśród Polaków pojawiło się tylu antysemitów".
Przeciwstawiając się tym, którzy odrzucają jako rzekomy antysemicki stereotyp stwierdzenia, że wojska sowieckie wkraczające do Polski były owacyjnie witane przez znaczną część ludności żydowskiej, Musiał stwierdził:
"Co do tego (tzn. tego owacyjnego witania - J. R. N.) nie ulega wątpliwości. To jest potwierdzone także przez żydowskich historyków. Na przykład w pracy Benciona Pinchuka "Shtetl Jews under Soviet Rule. Eastern Poland and the Eve of the Holocaust". Głównym jego źródłem były relacje ludzi, którzy przeżyli holocaust na tych terenach. Pinchuk dochodzi do całkowicie odmiennych wniosków niż Gross, przy czym ma on bez porównania bardziej profesjonalną bazę źródłową. Pinchuk pisze o witaniu Sowietów i zaangażowaniu się Żydów, szczególnie w pierwszej fazie budowy systemu sowieckiego. W miastach Żydzi zwolennicy komunizmu odegrali dużą rolę w utrwalaniu władzy sowieckiej. Tworzyli komitety rewolucyjne, milicje, itd. To wszystko Pinchuk ustala na podstawie relacji nie polskich czy antysemickich - tylko żydowskich, które są w Yad Vashem. To jest do odnalezienia. Gross tę monografię zacytował tylko raz. Nie pasują mu jej tezy, jest dla niego bardzo niewygodna (...). Dlatego Gross omija pracę Pinchuka - i wiele innych - szerokim łukiem (...). Co do książki Grossa, to oczywiście nie ma u niego konstatacji, że ci Żydzi, którzy byli odpowiedzialni za komunistyczne zbrodnie (...) byli to pierwsi z tych, którzy uciekali z obszarów opuszczanych przez Sowietów".

W artykule "Historiografia mityczna", publikowanym na łamach "Rzeczpospolitej" z 24-25 lutego 2001, Musiał krytykując manipulacje Grossa, stwierdził:
"Gotowość Grossa do afirmacji świadectw niedoszłych ofiar holocaustu ma swoje granice. Akceptuje on bowiem jedynie takie relacje, które potwierdzają jego tezy - inne ignoruje. Przykładem są relacje świadków żydowskich spisane w latach 1941-1942 o sytuacji na Kresach pod okupacją sowiecką. Wielu autorów tych relacji ocenia bardzo krytycznie postawy części społeczeństwa żydowskiego w stosunku do Polaków. Jeden z nich opisuje tak sytuację w Wilnie: "Żydowscy komuniści igrali z uczuć patriotycznych Polaków, denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazywali polskich oficerów i byłych urzędników, z własnej woli pracowali w NKWD i brali udział w aresztowaniach". Podobnie jak Chaim - Mielnicki w Wasilkowie.
Gross konsekwentnie omija takie relacje, bo przeczą one jego tezie, że podczas okupacji sowieckiej nie wydarzyło się nic, co mogłoby wpłynąć negatywnie na zaostrzenie i bez tego napiętych stosunków polsko-żydowskich".
B. Musiał pisze: "znając źródła żydowskie i inne można doprowadzić większość tez Grossa do absurdu". Myślę, że słowo "absurd" jest zdecydowanie za łagodnym określeniem. Chodzi bowiem o cyniczne kłamstwa wyrachowanego oszusta intelektualnego, jakim jest bez wątpienia Gross.
JERZY ROBERT NOWAK
P. S. W tekstach cyklu publikowanego w GŁOSIE skupiłem się na szerokim polemicznym omówieniu wybranych kłamstw i oszczerstw J. T. Grossa. Czytelników GŁOSU chcących poznać całą różnorodność kłamstw i przeinaczeń Grossa, odsyłam do drukowanego równocześnie w tygodniku "Niedziela" cyklu "Sto kłamstw J. T. Grossa". Piszę tam m. in. o zafałszowywaniu przez Grossa dawnej historii stosunku Polaków do Żydów, m. in. o jego insynuowaniu, że od czasów Chmielnickiego, które były "pierwowzorem Shoah" czyli zagłady Żydów na wsi polskiej raz po raz manifestowała się w paroksyzmach gwałtu "gotowość do zniszczenia tego, co obce". W tych oszczerczych stwierdzeniach Gross przypisał polskim chłopom ukraińskie i kozackie rzezie pod dowództwem Chmielnickiego. Omawiam tam również m. in. skrajne kalumnie J. T. Grossa pod adresem katolicyzmu w Polsce, oszczerstwa na temat duchowej inspiracji przez polskie "czarne duchowieństwo" okrucieństw antysemickich, kalumnie pod adresem łomżyńskiego biskupa Stanisława Łukomskiego, etc.
prof. Jerzy Robert Nowak, Tygodnik Głos, 2001-03-01

http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_143.html