Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Sandecka Irena

1.06.2010 00:54
Sandecka Irena
zmarła 25 marca 2010 r. w Krzemieńcu Przeżyła blisko 98 lat

Życiorys napisany przez Irenę Sandecką.
Urodziłam się 11 kwietnia 1912 roku w Humaniu na Ukrainie. Mój ojciec, Ryszard Sandecki, skończył rolniczą "Hoch Schule" w Wiedniu i przed pierwszą wojną światową pracował jako księgowy w wielkich majątkach rolnych w Czechach i na Ukrainie, a w 1914 roku, jako austriacki poddany, został wywieziony w głąb Rosji. Wyzwoliła go rewolucja 1917 roku. W latach 20-tych, po naszej ucieczce przez "zieloną granicę" do wolnej Polski, ojciec napisał broszurę "La Federation de l'Europe Centrale", w której wzywał 9 państw środkowej Europy (bez Ukrainy i Białorusi, które się wówczas nie liczyły) "do zjednoczenia swoich serc i terytoriów" dla ochrony przed obu potężnymi sąsiadami: zaborczą Rosją i równie zaborczymi Niemcami.
"Dieu sera avec nous!". Idea była zbyt wczesna dla upojonych świeżo odzyskaną niepodległością państw Europy środkowej, ale, kto wie, czy jeszcze nie zmartwychwstanie...
Moja matka, Maria z Czartkowskich, po ukończeniu nauki w warszawskiej szkole podziemnej, przebrnęła przez znienawidzoną szkołę państwową, gdzie nawet na przerwach nie wolno było rozmawiać po polsku (do końca życia nie włożyła brązowej sukni, koloru szkoły rosyjskiej) i była nauczycielką prywatną, potem w szkołach, a w końcu kierowniczką w internatach żeńskich Liceum Krzemienieckiego. Za tajne nauczanie w zaborze rosyjskim otrzymała 23 grudnia 1933 r. Medal Niepodległości.

Oboje rodzice pochodzili z Warszawy i byli wielkimi patriotami i ludźmi wysokiej etyki. Miałam też jedynego brata Jerzego, któremu wojna 1939 roku nie dozwoliła ukończyć Konserwatorium w Warszawie - muzyka i dyrygenta chórów żołnierskich i dziecięcych, uczestnika Powstania Warszawskiego, więźnia obozów Gross Rosen i Leitmeretz. Rodzice spoczywają w Krzemieńcu, Jurek w Warszawie na Powązkach.

Ja sama ukończyłam klasę podwstępną i wstępną w Humaniu. W roku 1921, po podpisaniu traktatu o granicy polsko-sowieckiej, razem z rodziną, pod korcem przeszliśmy do Polski przez "zieloną granicę". W Warszawie uczyłam się w pierwszej i drugiej klasie Pensji im. Emilii Plater. Z Warszawy razem z matką i bratem, na zaproszenie wizytatora Liceum Krzemienieckiego, dr Marka Piekarskiego (byłego dyrektora Szkoły Polskiej w Humaniu), przyjechaliśmy do Krzemieńca. W Krzemieńcu oboje z bratem ukończyliśmy Gimnazjum im. Tadeusza Czackiego przy Liceum Krzemienieckim, a ja, dodatkowo, jako eksternistka - Seminarium Nauczycielskie im. Hugona Kołłątaja Liceum Krzemienieckiego.
Od 1930 do 1936 studiowałam w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim i w 1936 roku otrzymałam dyplom magistra pedagogiki UJ. Następnie uczyłam trzy lata w szkołach podstawowych w Równem, w Krzemieńcu i w Sosnowcu, a od 1 września 1939 r. miałam skierowanie do Pedagogicznej Szkoły Średniej w Pszczynie na Śląsku. Tam już nie dojechałam.

Wojna zastała mnie w Belgii, gdzie prowadziłam z ramienia Harcerstwa półkolonie dla dzieci polskich robotników w Limburgii. Wróciłam do kraju przez Francję, Szwajcarię, Włochy, Węgry i Rumunię i zdążyłam dotrzeć do Lwowa na dzień przed zbombardowaniem dworca kolejowego. We Lwowie parę dni pracowałam z ramienia Przysposobienia Wojskowego w kuchniach wojskowych, skąd kobietom kazano się wycofać ze względu na to, że Niemcy strasznie się znęcali nad kobietami, pracującymi w wojsku. Następnie znalazłam pracę u zacnych obywateli Lwowa pp. Noworytów na ulicy Batorego, gdzie pani domu złamała nogę, uciekając przed bombami do piwnicy i potrzebowała pielęgniarki. Po odbudowaniu dworca kolejowego, już po zajęciu Lwowa przez bolszewików, wróciłam do Krzemieńca. Po latach dowiedziałam się, że pani Noworytowa, ratując męża wezwanego za przechowywanie żyda sama poszła do gestapo, skąd nie wróciła. W Krzemieńcu proszono mnie, abym pomogła żonie ostatniego, aresztowanego przez Sowietów, rektora Liceum Krzemienieckiego, przewieźć jej matkę na operację we Lwowie. Pan Stefan Czarnocki, rektor Liceum Krzemienieckiego, z "nieludzkiej ziemi" nie wrócił.

We Lwowie zatrzymałam się parę miesięcy, pracując jako bibliotekarka, a potem sanitariuszka w Klinice Neurologicznej dr Halbana. Następnie wróciłam do Krzemieńca i pracowałam jako sekretarka w Szkole Leśnej w Białokrynicy (4 km od Krzemieńca). Po wkroczeniu wojsk niemieckich w roku 1941 przeniosłam się z Mamusią do Krzemieńca i tu pracowałam w biurze niemieckim jako stenotypistka, następnie przebierałam kartofle dla wojsk Hitlera w piwnicy, gdzie "pracowała" sama polska inteligencja z Krzemieńca, uprawiałam Niemcom ogródki i korzystając z obecności w ogródkach drugiej pracownicy, zajmowałam się w 1943 roku uchodźcami z mordowanych przez banderowców wiosek. Tysiące tych naszych rodaków wyjechało w 1945 roku na ziemie odzyskane.

11 maja 1944 r. zostałam aresztowana przez lwowskie MGB i przetrzymywana miesiąc w Krzemieńcu, a dwa i pół miesiąca w Zbarażu, ale ostatecznie wypuszczono mnie, choć odmówiłam współpracy. Już w 1943 roku pracowałam jako laborantka w szpitalu i pozostałam w tym zawodzie osiemnaście lat, z przerwą siedmioletnią (choroba matki), a w roku 1969 przeszłam na emeryturę.
Od 1945 do 1974 roku byłam organistką w kościele parafialnym w Krzemieńcu, a od 1953 do 1999 - katechetką. Od 1991 roku przez dziesięć lat przygotowywałam dzieci do konkursowych egzaminów we Lwowie na studia stypendialne w Polsce. Ukończyło je kilkanaścioro młodzieży. Teraz ta możliwość nie istnieje.
Obecnie absorbują mnie trzy sprawy:
- uświadamianie rodaków do polskości Krzemieńca (wizyta w 1064 r. Bolesława Śmiałego);
- enklawa Słowackiego;
- ukrainizacja naszych dzieci przez katechezę po ukraińsku w większości kościołów.

Irena Sandecka

Irena Sandecka - Wielka Niepozorna Polka