Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Łukasiewicz Ignacy

2.06.2010 18:36
Ignacy Łukasiewicz (1822 – 1882)
Miliony ludzi na świecie żyje w przekonaniu, że bogactwo leży na bądź ziemi, trzeba tylko po nie w odpowiednim momencie sięgnąć. Najczęściej tak rzecz ma się ze wszelkimi genialnymi pomysłami i rewelacyjnymi odkryciami. Są one dziełem przypadków, dodajmy jeszcze, przypadków spowodowanych potrzebą chwili. Dzisiejsze opowiadanie poświęcam polskiemu Prometeuszowi, marzycielowi i utylitaryście – Ignacemu Łukasiewiczowi.
Piszę o nim w miesiącu lipcu, bo start lampy naftowej, której twórcą jest Ignacy Łukasiewicz miał miejsce właśnie ostatniego dnia lipca 1853 roku.Tamtego dnia w lwowskim szpitalu odbyła się pierwsza na świecie operacja chirurgiczna, podczas której salę operacyjną oświetliło światło skonstruowanej lampy naftowej. I tamtego także dnia jako pierwsza światowa placówka medyczna – lwowski szpital otrzymał 500 kg. nafty
Muszę jednak wrócić o kilka lat wstecz do wydarzeń, które bezpośrednio przyczyniły się do rewelacyjnej konstrukcji aptekarza ze Lwowa. Otóż któregoś dnia wieczorem do apteki, gdzie Ignacy Łukasiewicz tytułowany “panem prowizorem” sporządzał pigułki, zajechał karczmarz spod Borysławia, niejaki Schreiner. Za pazuchą kapoty trzymał dwie butelczyny. Łukasiewicz pomyślał przez moment, że może to rodzaj zapłaty za przysługę, której się Schreiner spodziewa. Jakież było jego zdziwienie, kiedy tamten wręczył mu dwie butelki ropy naftowej, inaczej skalnego oleju (ta druga nazwa częściej była na ziemiach polskich używana).
W opinii karczmarza Łukasiewicz był jedynym człowiekiem w okolicy, który powinien mu udzielić odpowiedzi, czy z tego brzydko wyglądającego płynu uda się pędzić gorzałkę? Karczmarz przyznał się, że widział, jak okoliczni chłopi gotują ropę w kociołkach w celu pozyskania smaru do kół i widział także, że na pokrywkach i na obrzeżach skrapla się jakiś przezroczysty płyn. Dałby Bóg, żeby to była gorzałka, bieda karczmarzowej rodzinie w oczy by nie zajrzała, bo okolica w cuchnący olej skalny bogata. Łukasiewicz zabrał się do pracy nad zawartością butelek, wyodrębnił metodą destylacji płyn, o którym mówił Schreiner i drogą pracy umysłowej starał się znaleźć jakieś jego zastosowanie. W niczym spirytusu nie przypominał, ale wykazywał właściwości palne. Aptekarz pomyślał w tym momencie o biednych, chłopskich ciemnych chatach, w których życie zamierało w tym samym momencie, gdy kury kładły się spać. Nalał płynu do lampy oliwnej. Niestety nastąpił wybuch i byłby okaleczył marzyciela, “polskiego Prometeusza” chcącego podarować ogień ujarzmiony nie tylko biednym, ale i bogatym. Kolejne dni to była mozolna praca nad konstrukcją lampy. Tamte pierwsze, które projektował i wykonywał we własnym zakresie, były toporne, zbyt masywne, bo miały zapobiegać wybuchom i być bezpieczne dla użytkownika. Płomień ich zasilany był powietrzem, które dopływało od dołu przez ażurowy palnik. Równomierny blask nadawał lampie kominek z miki, a paliwo, czyli nafta, dopływała dzięki porowatemu knotowi. Niby nic a jednak, gdy patrzy się i porównuje te pierwsze duże i niezbyt estetycznie wykonane egzemplarze, odnosi się wrażenie, że potrzeba było czekać aż ponad sto lat, aby odżyły w stylizowanych replikach tak w Europie i Kanadzie. Polski Prometeusz nie przewidział, że jego pomysł podchwycony zostanie przez licznych złotników, brązowników, szklarzy i przybierać będzie kształty zadziwiające, urzekające precyzją i fantazją wykonania. Nie przypuszczał, że stworzy ona możliwość przedłużenia dnia pracy tak naukowcowi, jak i hodowcy bydła na całej niemal kuli ziemskiej.

Byłoby bardzo krzywdzące i wyjątkowo niesprawiedliwe przedstawić Łukasiewicza jedynie jako konstruktora pierwszej na świecie lampy naftowej, bo jako człowiek i jako Polak – obywatel był także kimś wyjątkowym. Znacznie wcześniej bardzo mocno zaangażował się w przygotowanie rewolucji krakowskiej, ale policja nie spuszczała zeń oczu i w przeddzień wybuchu zostaje aresztowany i osadzony w więzieniu. Wychodzi dopiero w 1848 roku. W jego przekonaniu każdy człowiek powinien mieć prawo do życia w wolnym i niezawisłym kraju. Gdziekolwiek by nie był, czegokolwiek by nie robił wszystko miało podtekst utylitarny, wypływający z jego wielkiej miłości do człowieka.
Zagłębie Gorlickie, o którym albo się dziś nie chce wiedzieć, albo się już powoli zapomina wpisało sie na stałe w życie Łukasiewicza, a on wrósł w problemy tamtego regionu i społeczeństwa.
W Łukasiewiczu-człowieku drzemał zaciekły upór wydźwignięcia ludzi z biedy. Uszczęśliwiać zaczął okolicznych chłopów poprzez budowanie szybów do wydobywania ropy, poprzez modyfikowanie odwiertów i porównywanie własnych możliwości ze światowymi osiągnięciami w tej dziedzinie. Od 1862r. w swych szybach naftowych wprowadza wiertła amerykańskie – udarowe, chodziło mu o zwiększenie wydobycia i pomnożenie zysków. Te ostatnie jakże były potrzebne do zakładania Kas Brackich czyli pierwszych form ubezpieczeń na wypadek choroby górnika i jako jego zabezpieczenie emerytalne.
W czasach kiedy żył, cieszył się zasłużona sławą dobroczyńcy regionu. Mówiono, że wszystkie drogi w Zachodniej Małopolsce brukowane były guldenami Łukasiewicza. Około 1000 kas zapomogowych i pożyczkowych miało w swym logo lampeczkę naftową. Tym samym wypowiedział wojnę lichwie i lichwiarzom, a ponadto wszystkim karczmarzom rozpijającym społeczeństwo. Rozpoczął walkę z alkoholizmem i do dnia dzisiejszego strony mistrza Ignacego świecą przykładem trzeźwości życia. Można by wiele napisać o jego społecznikowskiej pasji opartej na twardych kalkulacjach ekonomicznych i dobroci z głębi serca płynącej, ale powiem jedynie o tym, że w dowód wdzięczności za to, co zrobił dla galicyjskiego, polskiego chłopa, pod koniec życia wybrany został do Sejmu Galicyjskiego i tam dopiero szersze światło ujrzały jego przekonania.
Gdy wybucha powstanie styczniowe, Łukasiewicz wspomaga oddziały finansowo, a zagrożonych aresztowaniem przygarnia do siebie. Jednych zatrudnia przy szybach, innych gromadnie wysyła za wielką wodę do Stanów Zjednoczonych i do Kanady, opłacając podróż i zabezpieczając finansowo start.

Dzień śmierci Ojca Ignacego – bo i tak był nazywany – stał się w Galicji dniem powszechnej żałoby. Niejedna lampka naftowa paliła się nocą ku czci człowieka, który chłopom raj uczynić chciał na ziemi. Podczas wakacyjnych wędrówek kanadyjskimi szlakami, gorąco namawiam do odwiedzania sklepów ze starociami. Tam można jeszcze znaleźć niejedną lampę, która pierwszą, łukasiewiczowską do złudzenia przypomina.
www.polonialife.ca
Halina Czajkowska