Taczanowski Sylwani, rotmistrz wojsk polskich z r. 1831, kawaler orderu Virtuti militari, umarł w 89 roku życia dnia 6 sierpnia 1891 r. w domu syna swego X. proboszca Bronisława, w Grodzisku pod Pleszewem, tamże pochowany. O pogrzebie pisano do „Dziennika Pozu." pod dniem 13 sierpnia: Dnia 10 sierpnia odprowadzilis'my na wieczny spoczynek zwłoki ś. p. Syl- waniego Taczanowskiego, jednego z najstarszych i zaslużeńszych weteranów z roku 30-go. Ś. p. Sylwani urodził się 1803 r. w Rudzie w Kaliskiem; do szkół uczęszczał w Kaliszu, później przeniósł się z rodzicami do Księstwa w strony Ple- szewskie, wstąpił do wojska pruskiego. Na wieść o powstaniu Listopadowem porzucił służbę pruską i uszedł do Polski, aby służyć wybijającej się na wolność Ojczyźnie. W licznych bitwach bral czynny udział, za nieustraszoną odwagę i waleczność mianowanym został rotmistrzem i ozdobionym krzyżem „virtuti militari"; po szturmie na Wolę i upadku powstania podążył za innymi do Francyi na tułaczkę. Tu ożenił się r. 1840 z córką byłego marszałka i naczelnika powstania na Zmujdzi, zaszczytnie znanego ś. p. Ezechiela Staniewicza. Powrócił po 10-letniej tułaczce za amnestyą w ojczyste strony. Ta radość z powrotu do Ojczyzny miała być zaprawioną goryczą, gdyż z owych rozległych włości rodziców zastał tylko ruinę. Nie opuszczał jednak rąk, lecz jął się pracy i borykał się z losem, nie tracąc ani cierpliwości, ani wytrwałości i swobody umysłu. Rok 1848 przerwał tę pracę; na czele szwadronu rozbił konnicę nieprzyjacielską pod Miłosławiem, gdzie przy boku jego padł bohaterską śmiercią młodszy brat żony. Zacna to była dusza; był uczynnym i chętnie drugim, gdzie mógł, dopomagał mimo szczupłych zasobów; pozyskał też sobie miłość nic tylko u swoich, lecz także u innoplemiennych. Doświadczył go Pan Bóg ciężko, lecz i łaski swojej nie skąpił mu. W żonie swojej znalazł prawdziwego anioła stróża, który hamował zbyt gorącą krew jego i łagodzi nawyknicnia żołnierskie. Ona też przeniósłszy się do miasta, głównie kierowała wychowaniem czworga dzieci. Jak się wywiązała z tego zadania, wie wielka część społeczeństwa nas/3go. Gdy przed dwudziestu laty jeden z synów, obrawszy zawód kapłański, przeniósł się na probostwo do Grodziska pod Pleszewem, ś. p. Sylwani pociągnął za synem, którego oddanego zupełnie obowiązkom kapłańskim zastępował w gospodarstwie. Tu, można powiedzieć, najszczęśliwsze lata swego życia przeżył, otoczony troskliwością i miłością kochanego syna — później zaś żony i córki. W zaciszu wiejskiem dożył tak gorąco upragnionego dnia, kiedy przed 50-ciu laty związek małżeński jego z Anną pobłogosławionym został w Francyi. Mimo niedogodnego dnia 23 grudnia 1890 r. i przykrego czasu spieszyli liczni krewni, przyjaciele i znajomi do Grodziska, aby oddać hołd zasłużony zacnej sędziwej parze. Wzniosła to była chwila, kiedy syn z łzą radości w oku przed ołtarzem błogosławił kochanych rodziców i przeczytał błogosławieństwo przesłane przez X. Kardynała Ledóchowskiego z Rzymu. Lecz niestety, krótko trwała ta radość. Choroba, która już od półtora roku nurtowała ciało, przybrała groźniejszy charakter; aż nareszcie po długich cierpieniach opatrzony św. Sakramentami z zupełną przytomnością zasnął w Bogu dnia 6-go b. m. Eksportacya odbyła się 9 b. m., a pogrzeb dnia następnego przy licznym udziale duchowieństwa i publiczności. Niech mu ziemia będzie lekką!