Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Taczanowski Sylwani

27.12.2008 16:35
Taczanowski Sylwani, rotmistrz wojsk polskich z r. 1831, kawaler
orderu Virtuti militari, umarł w 89 roku życia dnia 6 sierpnia 1891 r. w domu
syna swego X. proboszca Bronisława, w Grodzisku pod Pleszewem, tamże
pochowany. O pogrzebie pisano do „Dziennika Pozu." pod dniem 13 sierpnia:
Dnia 10 sierpnia odprowadzilis'my na wieczny spoczynek zwłoki ś. p. Syl-
waniego Taczanowskiego, jednego z najstarszych i zaslużeńszych weteranów z roku
30-go. Ś. p. Sylwani urodził się 1803 r. w Rudzie w Kaliskiem; do szkół
uczęszczał w Kaliszu, później przeniósł się z rodzicami do Księstwa w strony Ple-
szewskie, wstąpił do wojska pruskiego. Na wieść o powstaniu Listopadowem
porzucił służbę pruską i uszedł do Polski, aby służyć wybijającej się na wolność
Ojczyźnie. W licznych bitwach bral czynny udział, za nieustraszoną odwagę i
waleczność mianowanym został rotmistrzem i ozdobionym krzyżem „virtuti militari";
po szturmie na Wolę i upadku powstania podążył za innymi do Francyi na
tułaczkę. Tu ożenił się r. 1840 z córką byłego marszałka i naczelnika powstania
na Zmujdzi, zaszczytnie znanego ś. p. Ezechiela Staniewicza. Powrócił po
10-letniej tułaczce za amnestyą w ojczyste strony. Ta radość z powrotu do
Ojczyzny miała być zaprawioną goryczą, gdyż z owych rozległych włości rodziców
zastał tylko ruinę. Nie opuszczał jednak rąk, lecz jął się pracy i borykał się
z losem, nie tracąc ani cierpliwości, ani wytrwałości i swobody umysłu.
Rok 1848 przerwał tę pracę; na czele szwadronu rozbił konnicę
nieprzyjacielską pod Miłosławiem, gdzie przy boku jego padł bohaterską śmiercią
młodszy brat żony.
Zacna to była dusza; był uczynnym i chętnie drugim, gdzie mógł,
dopomagał mimo szczupłych zasobów; pozyskał też sobie miłość nic tylko u swoich,
lecz także u innoplemiennych. Doświadczył go Pan Bóg ciężko, lecz i łaski
swojej nie skąpił mu. W żonie swojej znalazł prawdziwego anioła stróża, który
hamował zbyt gorącą krew jego i łagodzi nawyknicnia żołnierskie. Ona też
przeniósłszy się do miasta, głównie kierowała wychowaniem czworga dzieci. Jak się
wywiązała z tego zadania, wie wielka część społeczeństwa nas/3go.
Gdy przed dwudziestu laty jeden z synów, obrawszy zawód kapłański,
przeniósł się na probostwo do Grodziska pod Pleszewem, ś. p. Sylwani pociągnął
za synem, którego oddanego zupełnie obowiązkom kapłańskim zastępował w
gospodarstwie. Tu, można powiedzieć, najszczęśliwsze lata swego życia przeżył,
otoczony troskliwością i miłością kochanego syna — później zaś żony i córki.
W zaciszu wiejskiem dożył tak gorąco upragnionego dnia, kiedy przed 50-ciu laty
związek małżeński jego z Anną pobłogosławionym został w Francyi. Mimo
niedogodnego dnia 23 grudnia 1890 r. i przykrego czasu spieszyli liczni krewni,
przyjaciele i znajomi do Grodziska, aby oddać hołd zasłużony zacnej sędziwej
parze. Wzniosła to była chwila, kiedy syn z łzą radości w oku przed ołtarzem
błogosławił kochanych rodziców i przeczytał błogosławieństwo przesłane przez X.
Kardynała Ledóchowskiego z Rzymu. Lecz niestety, krótko trwała ta radość.
Choroba, która już od półtora roku nurtowała ciało, przybrała groźniejszy
charakter; aż nareszcie po długich cierpieniach opatrzony św. Sakramentami z zupełną
przytomnością zasnął w Bogu dnia 6-go b. m. Eksportacya odbyła się 9 b. m.,
a pogrzeb dnia następnego przy licznym udziale duchowieństwa i publiczności.
Niech mu ziemia będzie lekką!

Żychliński rocznik XIV