Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Powstańcy styczniowi

Szukanie zaawansowane

Wyniki wyszukiwania. Ilość: 120
Strona z 3 < Poprzednia Pierwsza
Jan Józef Tarnowski
herbu Leliwa, urodzony w 1826 r. w Chorzelowie, syn Michała i Elżbiety z Wysockich. Po ojcu otrzymał dobra chorzelowskie i Chorzelów obrał za swoją siedzibę. Wychowywał się w klimacie uwielbienia dla Ojczyzny i w całym swoim życiu wielokrotnie wykazywał się postawą patriotyczną. Od 1862 r. należał do tzw. „Grona krakowskiego”, a później Komitetu Obywatelskiego (frakcja „Białych”), bardzo aktywnego na początku powstania styczniowego 1863 r. W powstańczym tarnowskim Wydziale Obwodowym odgrywał jedną z głównych ról. Wspólnie z żoną Karoliną stworzyli w chorzelowskim majątku jeden z najsilniejszych w Galicji ośrodków wsparcia powstania. W marcu, kwietniu i czerwcu 1863 r. stanowił bazę organizacyjną dla formujących się oddziałów Łopackiego, a później gen. Zygmunta Jordana (przez pewien czas jego sztab znajdował się w Chorzelowie). Hr. J. Tarnowski opłacił większość kosztów związanych z wyposażeniem oddziałów. Ponadto wpłacił sumę na specjalny podatek narodowy. W listopadzie 1863 r., kiedy Romuald Traugutt powołał Wydział Rządu Narodowego w Galicji, stanowisko naczelnika Wydziału Broni, Amunicji i Efektów powierzono J. Tarnowskiemu. Tenże, zagrożony aresztowaniem przez władze austriackie, musiał uciekać z Galicji i przez pewien czas mieszkał w Poznańskiem. Po uzyskaniu przez Galicję autonomii został wybrany posłem do Rady Państwa w Wiedniu (parlament austriacki) i posłem na Sejm Krajowy Galicyjski we Lwowie. Był pierwszym prezesem (marszałkiem) Rady Powiatowej w Mielcu w kadencji 1867-1871, a następnie do 1891 r. radnym tejże Rady. Ponadto należał do Krakowskiego Towarzystwa Rolniczego i Krakowskiego Towarzystwa Wzajemnych Ubezpieczeń. Jego wielką osobistą pasją była hodowla koni pełnej krwi, którą rozpoczął ok. 1850 r., kupując kilka klaczy od Dzieduszyckich, Sułkowskich i książąt de Rohan. Najsłynniejszym koniem jego stajni był „Przedświt”, który uczestniczył w 29 gonitwach w różnych miastach europejskich i zwyciężył 23 razy, m.in. w „Trial Stakes” w Wiedniu (1874), „Preis des Jockey Club” (Derby) w Wiedniu (1875) i „Grosser Preis von Baden” (1876). Hrabia Jan Józef Tarnowski zmarł w 1898 r. Spoczywa w krypcie pod prezbiterium kościoła parafialnego p.w. Wszystkich Świętych w Chorzelowie.
Romuald Traugutt
S. p. Romuald urodził się w Kobryńskim powiecie, niedaleko okolic które wydały Kościuszkę. Zmuszony ustawą moskiewską, odbierającą szlachectwo, a z niem i przywileje do posiadania i do życia intellektualnego tym, którzy nic pełnią służby carskiej, wstąpił do wojsk rosyjskich, kształcił się w wojennej petersburgskiej akademji, jak i śp. Sierakowski, a zdolnością i przewagą charakteru w młodym jeszcze wieku osiągnął stopień podpułkownika saperów. Nie ładziły go zaszczyty i ordery moskiewskie: jak tylko okoliczności na to pozwoliły, porzucił służbę i osiadł na rodzinnym zagonie. Hasło powstania wyrwało go z spokoju, z łona żony i dzieci: uformował oddział w swoim powiecie i niebawem stał się postrachem okolicznych załóg moskiewskich. Wysyłane z Brześcia i z Kobrynia oddziały, doznały porażki; w lesistych okolicach Pińszczyzny, tworząc zręczne zasieki, Traugutt kilkakrotnie odparł przeważne siły Moskali, ale ażeby działanie walecznego partyzanta na dłuższy czas górę trzymać mogło, trzeba było aby przynajmniej w każdym powiecie jeden był podobnego hartu i zręczności człowiek i odrywał część sił nieprzyjacielskich. Traugutt, Świętorzecki, Narbutt, Mackiewicz, Dłuski-Jabłonowski, Sierakowski, dzielni to i zdolni byli Litwini, ale niewystąpili jednocześnie, liczba ich i tak bardzo szczupła, uzbrojenie jak najlichsze, brak amunicji często zupełny; wśród takich okoliczności każdy z nich po pewnym przeciągu czasu musiał uledz losowi i przewadze moskiewskiej. Straciwszy oddział, umknął Traugutt z niedobitkami z powiatu zalanego Moskwą, aby w Podlaskiem tegoż samego po pewnym przeciągu czasu doznać losu. Widząc bezskuteczność tego ro dzaju usiłowań, osądził, że znajomością swoją sztuki wojennej przydać się może więcej w Warszawie w wydziale wojny, aby silniejszą organizacją całej maszyny pomocniczej, dać łatwiejszy byt i wzrost od działom. Nie tu miejsce oceniać działalność Traugutta na tem polu: usiłowania jego nie ułatwiły rozwoju oddziałów, bo to zależało od innych okoliczności, od całego kierunku naszej i europejskiej polityki; sądzić jednak możemy, że prace jego bynajmniej nie były bezpłodne, że w danym zakresie czyniły zadość położeniu. Słabość charakteru jednego indywiduum użytego do pomocy w organizacji wydala Traugutta w ręce Moskali. Zdanowicz pułkownik moskiewski, członek komisyi śledczej na Pawiaku, zaraz go po znał, bo służył z nim razem; trudnem więc było wy przeć się swego nazwiska, żadne jednakowoż środki niezmusiły śp. Romualda do podania choć jednej osoby z którą był w stosunkach politycznych. P. Helenę Kirkor skazano do kopalń za to tylko, że miała takiego lokatora. O ostatnich jego chwilach mało wiemy, a raczej nic prawie, bo nie miał tu ani rodziny, ani znajomych, ale spokój z jakim zbliżał się do miej sca śmierci i opisy jego wrogów zmuszonych do czci tej wyniosłej postaci, stwierdzają przysłowie: jakie życie taka śmierć. Sp. Traugutt był wzrostu średniego, szczupły, brunet, nosił małą bródkę i kolorowe oku lary; w obejściu odznaczał się zarówno łagodnością jak i nieugiętą wolą. W obozie powstańców kochano go i obawiano się zarazem. Był w wysokim stopniu religijny i moralny: życie prawdziwie święte prowadził.
Romuald Traugutt
W kilka dni po zgonie Traugutta, gdy na stokach cytadeli warszawskiej wznoszono nowe szubienic dla trzech skazanych, z których dwóch z rusztowania miało pójść na Sybir, dysponował jednego z mających być ocalonymi (Antoni Schmidt z Warszawy), tenże sam kapłan (o. Serafin kapucyn), który Trauguttowi towarzyszył w ostatnich chwilach pod szubienicą. Otóż ów kapłan, dysponując śmierć swego penitetna, jako wzór prawdziwie chrześcijańskiego zgonu, stawił mu naprzód bohaterów, ginących dla imienia Chrystusowego na arenie pogańskiego świata, a obok nich podniósł Romualda Tragutta. To imię musiało być wzorem, źródłem odwagi, przykładem wzniosłym dla skazanego. Gdy wreszcie egzekucja rozpoczęta nie została dokonaną i skazany zdjął śmiertelną koszulę i zstąpił z rusztowania, wówczas kapłan uradowany darował mu krucyfix z którym w dłoni Traugutt umierał ... "Nic cenniejszego dać ci nie mógłbym, mój synu, nad tę pamiątkę po owym mężu prawdziwie świętym..." mówił kapłan odchodzącemu spod szubienic. Zdarzenie to jest jeszcze jednym świadectwem owego bohaterskiego ducha Traugutta, który wszędzie i zawsze, czy na polu pracy, czy w epoce ostatnich wysiłków, gdy wysoko podnosił sztandar Polski wojującej o niepodległość, cza na rusztowaniu był podziwem dla wszystkich. (...) Krzyż ten darował Schmidt na Syberii, ja zaś odesłałem ową cenną pamiątkę wdowie po dyktatorze. Co się stało z tą rodzinną pamiątką - nie wiem.
Ludwik Walesiak
Prawdziwi bohaterowie nie domagają się chwały ani nagród. Nie wypinają piersi do orderów. Nie oczekują zadość uczynienia, ani nawet odnotowania w społeczeństwie swoich czynów. Stają się bohaterami spełniając swoją patriotyczną powinność, nie reżyserują swoich działań z myślą o nagrodzie czy sławie. Nie zdają sobie sprawy z faktu, że właśnie to co zrobili, było bohaterstwem. Oni postępują zgodnie z zasadami, z sumieniem, z potrzebą działania na rzecz wszystkich i w obronie własnych ideałów, w przekonaniu, że te ideały są wspólne wszystkim i że każdy na ich miejscu zachowałby się identycznie. Są to ludzie dla których zdrada jest hańbą, tchórzostwo również i którzy cierpią za miliony, kiedy dowiedzą się, że inni zdradzali, dekowali się i unikali jak ognia poświęcenia. Naiwni, prawi szczerzy, wspaniali ludzie. Był taki wśród naszych pradziadów. Żył, gospodarzył i walczył jak potrafił, w Chobocie. Jako młodziutki emisariusz działał na terenie gminy już kiedy tylko zaczęły się przygotowania do patriotycznego zrywu, jakim było powstanie styczniowe 1863r. Nazywał się Ludwik Walesiak. Miał jedenaścioro rodzeństwa i sześcioro dzieci. Dlatego większość mieszkańców tej okolicy jest w bliski lub nieco dalszy sposób spokrewniona z nim. Ludwik był człowiekiem skromnym i sława jego nie wykraczała poza opowieści dla wnucząt. Nie dbał o to. Ale zatroszczył się o niego sam marszałek Piłsudski, zaraz po uzyskaniu przez nasz kraj wytęsknionej niepodległości. W 1918 roku, marszałek chcąc poznać osobiście weteranów powstania, zaprosił tych jeszcze żyjących do Sulejówka. Kiedy jego wnuczka, sześcioletnia Nastusia Walesiakówna znalazła się tam razem z dziadkiem i stanęła oko w oko a nawet podała rączkę wąsatemu człowiekowi z portretu na ścianie – wiedziała, że to ktoś wielki o którym wszyscy mówią z podziwem. I ten wielki człowiek obejmował teraz jej dziadunia, wręczał mu szablę, czapkę oficerską, całował go z dubeltówki i okazywał mu wielki szacunek! A więc dziadek był jeszcze kimś ważniejszym dla tego najważniejszego! Od tej pory - opowiada sędziwa w tej chwili pani Anastazja – nie było jesiennego ani zimowego wieczoru bez opowieści dziadka. Oczywiście o czasach cierpień pod rozbiorami, pod nahajką carską. O świętej miłości ojczyzny, o honorze i oczywiście przygodach dziadka jako emisariusza i łącznika – kuriera. O czasie, gdy dostarczał pocztę jednemu z pułków powstańczej armii generała Traugutta w lesie zwanym Borkiem na skraju pól należących do Walesiaków. Z wielu opowieści najważniejsza, niesamowita, jest ta o cudownym ocaleniu, wręcz zmartwychwstaniu naszego wówczas dziewiętnastoletniego powstańca. A było to tak: Krytycznego dnia Ludwik udał się na pole, gdzie tuż przy lesie leżało powalone drzewo. Obuchem siekiery waląc w ten pień, w umówiony sposób – dawał znać zbrojnym, że przyniósł pocztę. Ledwie zdążył ją przekazać i żołnierz zniknął w lesie, jeszcze nie odłożył topora, jak na koniach w galopie dopadło go kilku rosyjskich żandarmów. Wiedzieli po co tu przyszedł. Na początek dali mu lekcję pejczami, kiedy nie odpowiadał na żadne pytania, przeszli do perswazji wciskając mu w ręce woreczek pełen złotych carskich rubli. Kiedy nadal milczał przeszli do ostrych tortur. Zaczęto go tratować końmi. Konie niechętnie brały w tym udział, nie mniej mocno go poobijali i poranili nie szczędząc bicza. Ukrył się częściowo pod pniem owego leżącego drzewa. Zakrwawiony, półprzytomny, został wywleczony i moskale postanowili go po prostu powiesić na najbliższym drzewie, wychodząc z założenia, że tego polaczka - zakapiora nie złamią w żaden sposób. Kaźnia trwała już dłuższy czas. Wszystko to widział ukryty w zbożu młodszy brat: Ludwika – Józef. Ruscy jak postanowili, tak zrobili, Ludwik odruchowo chwycił sznur tuż nad głową. Stracił palec kiedy szablą moskal utrącił mu ten uchwyt. Zawisł. Żandarmi widać nie lubili takiego widoku bo podcięli konie do galopu, aby po chwili zniknąć za zakrętem drogi. Wtedy wyskoczył z lasu nasz żołnierz powstaniec. Jednym cięciem uwolnił Ludwika. Ciało spadło ale po rozluźnieniu pętli już nie dawało oznak życia. Wtedy wiedza o reanimacji była znikoma, właściwie żadna. W dodatku ciało było pokłute bagnetami i zakrwawione. Powstaniec wrócił do lasu, a Józef pognał do domu z tragiczną wiadomością. Carski zakaz zabraniał szacownego pochówku buntowników za jakich uważano wtedy polskich patriotów. Ciało ofiary za karę i ku przestrodze miało wisieć tam gdzie je powieszono przynajmniej przez kilka dni. Taka okrutna to była władza. Ale rodzina Walesiaków nie ulękła się i nie miała szacunku dla carskich ukazów! Trudno opisać sytuację w rodzinnym domu Walesiaków, ludzi światłych, której senior – Jan, ojciec Ludwika nazywany był we wsi zimowym nauczycielem. Szkoły nie było ale analfabetów też niewielu, bo Jan właśnie zimą dawał chłopskim dzieciom lekcje pisania i czytania. Zaciemniono okna. Tej nocy kobiety modliły się i płakały, a mężczyźni pod kierunkiem ojca zabrali się do zbijania trumny z którą jeszcze przed świtem chcieli pojechać na skraj lasu, zapakować do niej ciało i wywieźć na cmentarz aby po chrześcijańsku je pochować. Już wiedzieli, że zginął bo nikogo nie wydał ale do ich domu rano mogli załomotać w drzwi moskale! Spieszyli się. Około północy dziewczyna pomocnica, usłyszała jakieś skrobanie do drzwi, wyjrzała w ciemność i wydawało jej się, że to pies zbłąkany głodny przyszedł po łaskę. Powiedziała to swojej gospodyni. Walesiakowa, tak jak i jej rodzina, nigdy człowieka ani zwierzęcia bez pomocy nie pominęła. Kazała dziewce dać psu chleba. Dziewczyna wyszła przed schodki... i ku swemu przerażeniu znalazła czołgającego się Ludwika, nieprzytomnego broczącego krwią! Rodzinę poderwało, byli pewni, że to martwego Ludwika ktoś przyniósł. Okazało się, że ten zdrowy, silny o atletycznej budowie chłopak, nie tylko charakter miał niezłomny. Ciało też. Ludwika umyto, krwawiące rany zaklejono chlebem ugniecionym z miodem i pajęczyną. Wprawdzie nie od razu odzyskał przytomność i wielu fragmentów swojej odysei nie pamiętał. Ale przeżył. A trumna przydała się do przewiezienia go na furmance aż do Mińska pod opiekę zaufanego lekarza. Ten przywrócił go do zdrowia po kilkumiesięcznej troskliwej kuracji. Wszyscy byli przekonani, że Ludwik po prostu jakimś cudem zmartwychwstał. Ale szeroko nie opowiadano o tej sprawie, ze zrozumiałych powodów. Powstanie upadło i nadal byliśmy pod carskim knutem. Ludwik wyzdrowiał. Po kilku latach ożenił się z Rozalią z Szatańskich z gminy Jakubów. Całe życie przeżyli gospodarząc w Chobocie. Urodziło im się sześcioro dzieci. Wszystkie wychował w miłości ojczyzny i najwyższych wartościach. Skuteczne to musiały być metody wychowawcze, skoro po dziś dzień, dla jego prawnuków hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” nie jest sloganem. Dają temu wyraz w czynach. Ludwik może być dumny z działań Anastazji w latach II wojny światowej. Dla Anastazji był bohaterem, ale potrzebę pokazania jego bohaterstwa wszystkim, musiała tłumić przez wiele lat. Kiedy tylko przyszedł odpowiedni czas – wystawiła mu pomnik na terenie rodzinnej posesji. Zaprojektował go Ryszard Netzel artysta plastyk. Ludwik Walesiak jest wzorem Polaka patrioty przez wielkie „P” i wzorem przyzwoitego człowieka. Gospodarza, ojca, społecznika. A przy tym skromny, nie przechwalający się, on nie wystawiał piersi po medale. O jego wielkości wiedzieli ci, którzy wiedzieć powinni. Dali temu wyraz w opublikowanej ustawie z dnia 2 stycznia 1919 roku (Dziennik Praw nr 66, Ex 1919) o weteranach Powstania Styczniowego, zweryfikowanych Komisją Kwalifikacyjną. Ustawa ta była zatwierdzona przez Ministra Spraw Wojskowych i Ministra Skarbu. Imię Ludwika umieszczono w Dzienniku Personalnym Ministerstwa Spraw Wojskowych w latach 1921-1924. Na mocy tej samej ustawy otrzymał stopień oficerski i przyznana mu była stała pensja. Ludwik zmarł mając 80 lat w 1924 roku w Chobocie. Był patronem 7-go pułku ułanów, który przybył konno do Chobotu na jego pogrzeb aby oddać mu hołd. Trumnę ciągnęły na marach cztery białe konie a przykryta była biało-czerwoną flagą, na której leżała czapka oficerska z trzema gwiazdkami. Orkiestra wojskowa odprowadzała Ludwika na miejscowy cmentarz w Długiej Kościelnej. Zasłużył na takie wzruszające honory. Wielu młodych we wsi dopiero wtedy zrozumiało kto żył wśród nich. Pora aby dowiedzieli się o tej postaci wszyscy. Wśród pamiątek i dokumentów, do najcenniejszych należy przysłany naszemu bohaterowi list od Rządu Narodowego w 1863 roku. Jest to list dziękczynny za odwagę i poświęcenie. Na czele Rządu Narodowego stał wówczas Romuald Traugutt, dowódca, który również drogo zapłacił za swój patriotyzm. Ale to już znana historia. Myślą przewodnią listu jest udokumentowanie wydarzenia jak i prośba Rządu Narodowego o przekazanie pokoleniom Polaków przykładu „jak należy Ojczyznę i braci kochać i wiernie im służyć” co my niniejszym staramy się uczynić. A list o którym mowa, jeszcze dzisiaj daje się odczytać. Bożena Abratowska
Jan Edward Wańkowicz
"Leliwa". Ur. 10.10.1838 Ślepianka, pod Mińskiem. zm. 2.8.1899. Syn Walentego (malarz, przyjaciel Mickiewicza) i Anieli Rostockiej. 1856 ukończył petersburską Akademię Leśną w stopniu podchorążego, w 1859 wysłany do guberni jekatrynosławskiej z mianowaniem na porucznika. 1860 otrzymał mianowanie na nadleśnego w Puszczy Białostockiej. Matka wszczepiła jemu i dwóm braciom (Adamowi i Kazimierzowi) ideały filareckie dlatego wszyscy pośpieszyli do powstania. Jan Edward został dowódcą kompanii strzelców w oddziale Florentego Stasiukiewicza w woj. podlaskim, następnie przeniesiony do oddziału Czarneckiego Bończy. Brał udział w ataku na Międzyrzecz w pomocy Krysińskiemu. Ranny tam w nogę opuścił na jakiś czas oddział dzięki czemu uniknął konsekwencji rozbicia grup. 8 maja otrzymał awans na kapitana i dowódcę powstania brzeskiego. Skutecznie powiŁększył oddział i utrzymywał komunikację z Trauguttem. Niestety nie zdążył mu pomóc pod Horkami, zebrał jednak uciekinierów. Zręcznie manewrował w lasach lecz pod Koreczynm poległo mu 13 ludzi. W końcu połączył się z Trauguttem koło Porzecza Skirmuntowskiego - zostając dowódcą kompanii.. Odniósł znaczne zwycięstwo pod Woroniem. Pod Żydyniem 29 czerwca musiał się wycofać na skutek malejącego poparcia dla powstania. Napadnięty pod Solinem uciekł w las z malejącym oddziałem ponosząc klęskę 13 lipca pod Kołodnem. Wańkowicz po tym wydarzeniu zastępował chorego Traugutta. Z dworu w Ludwikowie zostali wysłani karetą do granicy Kongresówki. skąd dostał się do Galicji. Czekał we Lwowie biorąc udział w niefortunnej wyprawie wołyńskiej. 4 grudnia mianowany naczelnikiem kadr wojskowych obwodu żółkiewskiego pracuje do 22.3.1846 kiedy został uwięziony przez władze austriackie. Do Franci wyjechał jesienią 1864 (nie wiadomo jak uciekł). W 1869 wraca do Polski i osiada w Krakowie, pracując jako urzędnik banku galicyjskiego dla handlu i przemysłu. 1871 ożenił się ze Stanisławą Jaskłowską, z którą zaręczył się jeszcze przed powstaniem. Ich dworek stał się miejscem patriotycznej łączności ziem polski i spotkań artystów. Wańkowicz cieszył się ogromnym zaufaniem, często obierany na opiekuna zapisów i fundacji. Zmarł w Krakowie.
Henryk Wohl
Polak mojżeszowego wyznania w najetyczniejszem tego słowa znaczeniu. Urodził się w Warszawie w 1836 roku, a po ukończeniu warszawskiego gimnazjum realnego pracował w domu bankowym S. A. Fraenkla aż do chwili wywiezienia go na wygnanie, to jest do listopada 1863 r. W latach 1856 i 57, w których młodzież warszawska łączyła się i grupowała, mając za cel samokształcenie się w zakresie dziejów ojczystych z ostatniej doby i stawianie pierwszych kroków na drodze' organizacji, zmierzającej do odradzania się narodowego i politycznego, brał w pracach tych czynny udział, zaś w 1859 roku, w którym wobec konkretnych programów wyraźniej zarysowywały się stronnictwa, przyłączył się stanowczo do grupy młodzieży, skupionej przy programacie pracy narodowej, skreślonym przez Edwarda Jurgensa. Do prac tych należał Wohl jako jeden z najczynniejszych członków koła warszawskiego organizacji tak zwanej białej aż do chwili wybuchu powstania 1863 r. Po rozwiązaniu tej ostatniej przyjmował dorywczo udział w czynnościach stronnictwa ruchu, zaś w lipcu 1863 r. wszedł do organizacji powstańczej w charakterze członka wydziału skarbu, którego dyrektorem był naonczas Dionizy Skarżyński. Na tem stanowisku pracował Wohl z Tomaszem Unickim kasjerem, Józefem Toczyskim kontrolerem i Józefem Sommerem sekretarzem wydziału. W końcu sierpnia tegoż roku, po wyjeździe Skarżyńskiego z kraju, objął jego obowiązki, przelewając swoje na Bronisława Plewińskiego. Naczelne stanowisko w wydziale skarbu pełnił bez przerwy w czasach zmian i gwałtownych przewrotów w łonie Rządu Narodowego we wrześniu i po utrwaleniu się dyktatury Traugutta aż do 6 listopada 1863 r., w którym to dniu został aresztowany, dla braku zaś dowodów wysłany administracyjnie 6-go grudnia do miasta Solikamska w gub. permskiej, dokąd przybył 31-go marca 1864 roku. Po dwumiesięcznym pobycie w tem miejscu wygnania, na skutek zeznań więzionych w cytadeli warszawskiej osób, zwrócono go z Solikamska do Włodzimierza gubernjalnego, gdzie stała komisja rozpatrywała naonczas sprawy polityczne i wydawała wyroki. Komisja ta skazała go po trzymiesięcznem badaniu na 10 lat ciężkich robót, które wypadło mu odbywać z nami w Usolu, gdzie stanął w lipcu 1865 r. Po trzech latach, już jako posieleniec, uzyskał prawo zamieszkania w Irkucku, a od 1872 r. do połowy 1883 r. pracował w irkuckiej filji Banku Handlowego Syberyjskiego. Na mocy koronacyjnego manifestu w 1883 r. otrzymał pozwolenie powrotu do kraju, dokąd pośpieszył mimo pochlebną propozycję zajęcia suto płatnej posady dyrektora banku, w którym lat kilka pozostawał. Po powrocie do Warszawy pracuje w Zarządzie Drogi Żelaznej Fabryczno-Łódzkiej jako główny buchalter. Postać to wyjątkowo szlachetna, gorąco kraj miłująca, a obok najidealniejszego poglądu na sprawy powszechne, odznaczająca się wysoką praktycznością w ocenie i wyborze środków, zmierzających ku urzeczywistnieniu raz wytkniętego i ściśle określonego celu. Gdyby miljony jego współwyznawców w kraju naszym chciały go obrać za wzór do naśladowania, zasłużyłyby niewątpliwie na najwyższe uznanie ze strony społeczeństwa polskiego, którem dziś darzyć ono może tylko ludzi wyjątkowych, tej kategorji i takiej miary, jak Henryk Wohl. Zaliczając go do najserdeczniejszych moich przyjaciół, nie mogłem się powstrzymać od złożenia tu hołdu całej jego przeszłości i teraźniejszej, skromnej, ale owocnej pracy i działalności.
Roman Żuliński
(ok. 1830 - 05.08.1864 Warszawa) - Powstaniec Styczniowy, członek Rządu Narodowego, stracony na stokach Cytadeli Warszawskiej [1] , wraz z Romualdem Trauguttem, Józefem Toczyskim, Rafałem Krajewskim i Janem Jeziorańskim. Matematyk, autor książki "Zasady rachunku różniczkowego" wyd. Warszawa 1859 r [książka dostępna w bibliotece cyfrowej POLONA] Pochowany na Cmentarzu Stare Powązki w Warszawie, kwatera 203, rzad 2 miejsce 22 - grób Alojzy Traugutt (Trauguttówny) [3] Rodzeństwo: 1____Kazimierz Samuel Walenty Żuliński (14.02 1831 Radom - 1904 Lwów) - Powstaniec Styczniowy [1], ksiądz [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 2____Aleksander vel Alexander [10] Tomasz [12] Żuliński [10] ( 08.09.1832 Warszawa [12] - ) ślub - 1872 Warszawa [10], żona Kazimiera Czaplińska [10] (rodzice Antoni Czapliński [10] i Józefa Wizdek [10]) 3____Tadeusz Żuliński (1839 - 1885) [1] - Powstaniec Styczniowy [1], lekarz [1] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 4____Józef Żuliński ( ok. 1840 - 1908 ) [1] - ps. Zenon Zetowicz - Powstaniec Styczniowy [1] pedagog [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] 5____Edward Kalikst Maksymilian Zuliński [14] ( 1842 Kraków [14] - )- Powstaniec Styczniowy ? [2] [c.d i źródła - patrz hasło w Słowniku Biograficznym i w bazie Powstańców Styczniowych] Rodzice: 1___Jan [13] Tadeusz Żuliński [7], [8] rachmistrz Banku Polskiego [11] w 1832 r lat 36 (czyli ur. ok. 1798) zamieszkały Warszawa ul. Krakowskie Przedmieście nr 369 [11] urodzony w Sandomierzu [13] 2___Barbara [7], [8] Fryderyka [13] Michelson [7], [8], [13] 1-vo Żulińska [13] ur 20.04.1817 [15] zm. 05.03.1881 Lwów, pochowana na Cmentarzu Łyczakowskim razem z dwoma synami: Tadeuszem i Kazimierzem [15] - ślub 08.02. 1829 Warszawa [13] świadkowie Tomasz Werner ........ lat 50 z Warszawyi Szymon Werner .................. lat 36 z Warszawy [13], on rz-kat kawaler lat 32 zamieszkały od 5 lat w Radomiu; ona ewangeliczka, panna Dziadkowie: 1.1__Józef Żuliński [13] - zm. Sandomierz [13] 1.2__Marianna [13] - zm. Sandomierz [13] 2.1__Samuel Michelson [13] urzędnik Akademii Ku.... [13] 2.2__Pelagia Werner [13 - zm. Petersburg [13]
Strona z 3 < Poprzednia Pierwsza