Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Osadnicy Syberyjscy

21.10.2010 22:22
Potrafimy pracować na tej syberyjskiej ciężkiej ziemi

Olga Szuszenaciewa Prezes Oddziału "Polonii Republiki Chakasji" MAZURY
w Znamience

-Pani Olu, Znamienka to...
-3000 wieś na stepie, na Syberii w Chakasji. Leży w rejonie bogradskim. Do najbliższej wsi, Troickoje jest 12 km, a do stolicy Chakasji, Abakanu – 80, stąd do Krasnojarska jest już 320 km. A dookoła step i wzgórza Kuźnieckiego Ałatau. W nich odkryto uran i w związku z tym jest u nas spora radiacja. Przez Znamienkę przepływa niewielka rzeczka Erba, która wpada do Jeniseju, 7 km stąd. Mało jest drzew, las daleko. Ale nie jesteśmy odcięci od świata. Przez naszą wieś przebiega trasa Abakan-Krasojarsk. Mamy szkołę, szpital i... resztki sowchozu. Potrafimy pracować na tej syberyjskiej cięźkiej ziemi.
-Wiem. Kiedy do was przyjeżdżam widzę i przyrodę, i waszą naprawdę ciężką pracę. Surowy klimat, i tylko praca swoich rąk... A skąd wy tutaj przybyliście, skąd są Polacy w Znamience?
- To długa historia. Ale powiem tak, przyjechali z Polski, większość naszych dziadów wywodzi się spod Krakowa. Przyjechali sami, po swojej woli. W Polsce mieli mało ziemi, tu było jej więcej – taka była wtedy reklama, że na Syberii ziemi jest pod dostatkiem, tylko żeby pracować. Najpierw osiedlili się w Aleksandrówce w rejonie Krasnoturańskim. Ciężko pracowali w tajdze. Później część z nich przez Jenisej przywędrowała tutaj i osiadła na stałe, m.in. i nasza rodzina. Moja mama, Otylia przyjechała na Syberię kiedy miała 9 lat.
Przyjechała z Ukrainy, jej ojciec spod Krakowa. W Aleksandrówce chodziła do szkoły, tak, była tam polska szkoła. Ja urodziłam się tam i w tym samym roku przyjechaliśmy tutaj. W Aleksandrówce nie było Rosjan tylko Mazurzy, chociaż mówili po rosyjsku. Byli tam Guskowie, Borutowie, Bartniccy, Kierszowie. Trochę ich tam zostało. Tu w Znamience są Dobraccy, Bartniccy, Kruskowie, Gromowie, Guzek, Matwiejew, Łopatinowie.
- Jak nazywał się pani dziadek? Kim był?
Michał Syska. Polak! Mieszkał gdzieś pod Krakowem, później na Ukrainie i w końcu w Aleksandrówce. W 1937 roku, mając 53 lata został wezwany do Sielskowo Sowieta i to był jego koniec. Ludzie mu mówili żeby uciekał do tajgi, że coś będzie nie tak. A on nie chciał. Uznano go za wroga narodu. Zawieziono do Minusińska i tam rozstrzelano. Z każdej wsi wtedy zabierano po jednym, po dwóch. Nie wiadomo gdzie jest jego grób, jeżeli w ogóle jest. Brak dokumentów.
Teraz moja mama dostaje za niego 50% zniżki za energię elektryczną i rentę co miesiąc. Dzięki jej rencie możemy coś kupić, a tak znikąd pieniędzy. Pracujesz, a ci nie płacą. Mojemu mężowi nie płacili przez trzy lata, a w końcu sowchoz dał mu za to konia. Tak to jest.
-A pani ojciec?
-Miał dzieci, Michała, Pawła, Emila, mnie... jest nas dziewięcioro. Ojciec mój zmarł w 1983 roku. Był koniuszym, starszym koniuszym. On tylko jeden potrafił najlepiej zaprzęgać i wyprzęgać konie, powoził. Pracował w tajdze. Ziemia była tam dobra. Tajgę karczowało się, ale było dużo deszczy, więc plony żadne. W Aleksandrówce pozostały tylko trzy klasy szkoły podstawowej. Dlatego ludzie uciekają stamtąd.
Błoto było straszne.
* A pani życie, jakie jest?
* Urodziłam się w 1960 roku w Aleksandrówce. W tymże roku
rodzice przywieźli mnie tutaj, do tego domu, w którym mieszkamy od 40 lat, ty teraz w nim jesteś. Przywieźliśmy meble z Aleksandrówki. Pamiętasz, raz spałeś na łóżku, które zrobił mój ojciec 60 lat temu.
Szkołę ukończyłam też tutaj. Instytut Technologiczny w Krasnojarsku. Jestem inżynierem – ekonomistą. Po szkole, w 1983 roku od razu rozpoczęłam pracę, w Znamience jako księgowa w sowchozie. Pracuję tu do dziś. W 1984 roku wyszłam zamąż za Sergieja. Ruwim urodził się w 1984r., a Walek w 1988r. Mieszka z nami moja mama, ma 85 lat.
Mam brata w Znamience, siostrę i brata w Minusińsku, 3. braci w Krasnojarsku, w Abakanie brat i w Czernogorsku siostra.
- A jak zawiązała się tutejsza organizacja, Polonia?
- W 1997 r. Przyjechał do nas p. Sergiusz Leończyk z Abakanu i tak się zaczęło. Przyjeżdżał też socjologa dr Jan Gruszyński z Polski, który interesował się nami.
* Polacy – Mazurzy. W czym różnica?
- Tylko w gwarze. Nasi pradziadowie byli baptystami, wywodzili się z polskich gór. Język pozostał. Ale to już nie jest taki prawdziwy mazurski język, zmieszał się z rosyjskim. Mówimy po połowie i tak i tak. Kilka osób może jeszcze czysto pomazurzyć. Ja tylko z mamą rozmawiamy po mazursku, mąż i dzieci tylko rozumieją. Ale teraz uczą się czystego polskiego języka i są dumni. We wsi oficjalnie rozmawia się po rosyjsku. Mieszkają tu też Niemcy.
* Spotykacie się w Domu Modlitwy na zebraniach. Ilu przychodzi na nie Polaków? W jakim języku się modlicie?
* Na zebrania przychodzi 25 osób, głównie starzy ludzie. Młodzież nie garnie się ani do nauki ani do modlitwy. Trudne teraz czasy. Co będzie jak nas już nie stanie ? Rozmawiamy po mazursku. Wcześniej modliliśmy się po mazursku, póżniej po rosyjsku, nawet po niemiecku. Teraz już prawie po rosyjsku.
* Kiedy zaczęła funkcjonować polska szkółka niedzielna i jak to było?
- Lekcje rozpoczęliśmy dwa lata temu. Przychodziło 12 osób. 3 osoby studiują i już nie chodzą do naszej szkoły. Zajęcia prowadziłam ja, a teraz ty. Spotykaliśmy się w Domu Modlitwy dwa razy w tygodniu, w piątki i niedziele, po dwie godziny przed służbą. Wszyscy zostawali na służbę. Teraz ty prowadzisz zajęcia z dziećmi (20) w moim domu.
- Tak. Miło jest u was, taka rodzinna atmosfera. Dzieci takie chętne do pracy. A wyjeżdżacie do Polski?
- Ja byłam w Polsce w 1998 r. w Krakowie na kursach metodycznych języka polskiego dla nauczycieli polonijnych. W ubiegłym roku 2. dzieci było na koloniach letnich w Polsce, w tym też dwoje jedzie.
- Podobało się im i pani w Polsce?
- Oczywiście, bardzo!
- A gospodarze ze Znamienki, chcą wyjechać na stałe do Polski?
* Tak! Również chcieliby zobaczyć jak wyglądają polskie gospodarstwa. Chcieliby mieć na co dzień ściślejszy kontakt z Ojczyzną.
* Wiem, że sowchoz rozpada się. Co z niego zostało?
- Już prawie nic. U nas był to sowchoz zamknięty. Rządził się sam. Był nieurodzaj. Krowy wyrżnięto, tzn. oddawano je ludziom za pensje. Było 4800 ha ziemi, teraz zasiano 1500. Połowa pogłowia została. My nie mamy cywilizowanej, w ogóle żadnej techniki. Nie kupowano ciągników. Sowchoz zbankrutował. A ludzie pozostali bez pracy. Gdyby sami nie hodowali świń, kur itp. to nic by nie mieli. Straszne. Jak teraz nikt nie dba o ludzi.
- Co sieje się?
- Pszenicę, jęczmień, owies, grykę, donik, lucernę.
* A pasza dla zwierząt?
* Sami robimy zielonkę, dodajemy ziemniaki i kukurydzę. Ale tak było dawniej. Teraz wszystko na suchym. Krowy pasą się na stepie.
* A świnie, owce?
* W sowchozie było 21 tys. świń. Teraz nie ma ani jednej. Owiec jest 3000 sztuk, krów 400.
* Sady są?
* Mało. Gleba zła. Step jest suchy, a gleby płytkie. W zachodniej części wsi rosną małe jabłka, ranietki, we wschodniej nic.
Mogą rosnąć i rosną śliwki, wiśnie, brzoskwinie. W ogrodach też może wyrosnąć wszystko, pomidory, ogórki, kapusta, czosnek. Trzeba tylko podlewać. Jednak to wszystko jest małe, nie takie jak w Polsce.
Sadzimy i siejemy wszystko przy naszych domach. Na stepie by nie wyrosło.
- Czy są farmerskie gospodarstwa ?
* Tak. Ludzie, niektórzy, wyszli z sowchozu i postanowili sami gospodarzyć, a ziemię po prostu dostali.
* A Polacy, mają takie gospodarstwa?
Oczywiście, Bartniccy, Mietwiejewowie, my i inni. Ziemię mamy, dostaliśmy ją od sowchozu, ale musimy za nią płacić podatki, więc niewielu jeszcze decyduje się na taki krok. Nie mamy ziarna, a jeżeli ktoś je zdobędzie to kto wie czy plon będzie udany. Niektórzy mają po kilka krów. O paszę też trudno. Ludzie mają ziemię, ale nic na niej nie robią. My np. mamy 87 ha. Nie mamy maszyn, ciągnika, ziarna i leży to tak nieobrobione. W każdym kołchozie jest dużo ziemi, nie użytkuje się jej jednak.
- Jaka jest średnia wielkość gospodarstwa farmerskiego?
- Średnia to 20 ha.
- Jakie macie urządzenia rolnicze?
- Niektórzy mają stare traktory, siewniki (tylko u farmerów), innych maszyn nie ma, są konie i nasze ręce. Jest dużo ziemi, koniem nie sposób na niej pracować.
- Widzę, że macie w domu polskie pisma rolnicze. Otrzymujecie je z Polski?
- Tak. Regularnie. Przychodzi Chów bydła, Technika rolnicza, Sad nowoczesny, Trzoda chlewna,Przegląd hodowlany, Farmer, Hasło ogrodnicze, Owoce, Warzywa, Kwiaty i Ogrodnictwo.
- Dużo tytułów. A czy chociaż są przydatne?
- O tak!
- I na koniec naszej rozmowy, proszę powiedzieć jakie prośby i marzenia mają Polacy ze Znamienki?
- Chcemy mieć pieniądze żeby kupić maszyny. A żeby je mieć trzeba niestety gdzieś pracować. Sowchoz się rozpada, a poza nim nie ma tu nic. Polska mogłaby kupić ten sowchoz. Będziemy u was pracować. Wiem, wiem, to nierealne. Ale Polska mogłaby rozwinąć tu jakąś produkcję, jak np. Niemcy. My potrafimy pracować na tej syberyjskiej ciężkiej ziemi.
Żródło: Rodacy .Rozmawiał A.Malinowski

Komentarze (3)

21.10.2010 22:34
Polacy z Minusińska

Daleko na Syberii, na południu Krasnojarskiego Kraju znajduje się Minusińsk. To niewielkie,stare miasto. Wcześniej był on znacznie oddalony od centrum gubernii i był miejscem odpowiednim do zsyłki ludzi. Tutaj zsyłano, zsyłano ...

W XIX w. do Minusińska zesłano uczestników powstania z 1830 i 1863 r. Oni,tak jak i dekabryści wywarli ogromny wpływ na kulturalne i gospodarcze życie miasta.Wśród nich byli: Ferdynand Milewski, Wojciech Lewodawski,Władysław Korżeniowski,Józef Falkowski, Aleksander Więckowski, Narcyz Wojciechowski,Hipolit Korsak,Josip Kljaryn,Marian Chanicki, Stanisław Gutowski, Jan Prendowski, Konstanty Konopko i wielu innych.

W większości zesłani Polacy byli wykształconymi ludźmi inżynierowie, lekarze, pedagodzy, muzycy. Wielu było guwernerami, prowadzili po domach lekcje muzyki. Brali aktywny udział w życiu miasta:pracowali w muzeum,którego założycielem był N.M. Martjanow (Polak po matce),byli członkami kółka muzyczno-teatralnego.

W Minusińsku znane były także rodziny Wojciechowskich i Korżeniewskich.Wielu zesłanych Polaków związało swoje życie zSyberią. Teraz w mieście pozostali ich potomkowie oraz ci, którzy przyjechali tu z własnej woli szukając lepszego życia.

W Krasnojarskim Kraju mieszkali i mieszkają przedstawiciele różnych narodowości.W ostatnich latach nastąpiło wśród nich odrodzenie świadomości narodowej.

W naszej republice jest wiele kulturalno-narodowych społeczności, organizacji, centr. I całkiem niedawno, w maju 1999r. i w Minusińsku pojawiła się polskakulturalno-narodowa społeczna organizacja "Polonia Minusińska", która rozpoczęła swoją działalność, a żeby kultywować polskie tradycje i uczyć się języka polskiego. Członkami naszej organizacji są Polacy i osoby polskiego pochodzenia. Już teraz jest nas ponad 70. dzieci,młodzieży i dorosłych.Stale przyjmujemy nowych członków. Wśród nas jest wielu wykształconych ludzi: pedagodzy,lekarze,artyści,inżynierowie. Przy organizacji funkcjonują grupy twórcze: wokalna Czerwone Jagody (kierownik Helena Jaszczuk), dziecięca choreograficzna (kierownik Irena Masztarowa). Prawie wszystkie dzieci uczestniczą w kółku sztuki ludowej,rysunku i malarstwa. Prowadzi je Łarisa Kozina.

Od 3. października 1999r. rozpoczęła swoją działalność Szkoła Języka i Kultury Polskiej. Jej uczniami są prawie wszyscy członkowie organizacji – dzieci i dorośli.. Pierwszym ważnym przedsięwzięciem, w którym udział brała cała nasza Polonia,było święto miasta,które odbyło się w czerwcu br. Zaprezentowaliśmy wtedy wystawę naszych prac wykonanych ze słomy, tkaniny, suchych roślin. Powstały przepiękne pejzaże,widoki z kory brzozowej,rzeźby. Na tym święcie wystąpił również zespół taneczny Syberyjski Krakowiak z Abakanu, z organizacji Polonia w Chakasji. Abakan, stolica Chakasji znajduje się 20km od Minusińska.

W powstaniu naszej organizacji pomógł nam prezes "Polonii"Republiki Chakasji, p.Sergiusz Leończyk. Jest on człowiekiem bardzo aktywnym,to dzięki niemu powstała nasza "Polonia". 23. 1999r.- to Dzień Kultury Polskiej w Minusińsku, który stanowił część Festiwalu Kultury Polskiej w Chakasji. Na nasze święto przybyła delegacja, w skład której wchodzili: p.Janusz Jabłoński, konsul Ambasady Polskiej w Moskwie, p.Jan Stypuła, senator z Łomży, p.Roman Repeć, zastępca redaktora naczelnego Wiadomości gdyńskich, z Gdyni,p.Mirosława Cholewicka, dyrektor Domu Polonii w Łomży, p.Stanisław Puchlik ze Związku Sybiraków w Warszawie, p.Dariusz Łukaszewski,sekretarz Domu Polonii w Poznaniu. Był również prezes Polonii Chakasji, p.S.Leończyk,nauczyciel języka i kultury polskiej, p.A.Malinowski, zastępca ministra kultury Chakasji, p.I.Zwonariewa i inni. Goście nasi, jak nakazuje tradycja, zostali powitani chlebem i solą przez członków naszej organizacji, przedstawicieli miejskiej administracji, wydziału kultury, muzeum im.Martjanowa.
Wkrótce potem odbyło się spotkanie z merem miasta p.J.Rebrowem,gdzie w ciepłej i serdecznej atmosferze rozmawiano o sytuacji społeczno-gospodarczej w mieście i o planach związanych z Polonią Minusińska. W dalszej kolejności goście zwiedzali dom-muzeum T.M.Krżyżanowskiego i W.W.Starkowa, bibliotekę naukową im.Martianowa, gdzie znajduje się dział polskiej literatury i dokumenty o Polakach,którzy mieszkali w Minusińsku i w Krasnojarskim Kraju. Następnie odbyła się wycieczka po salach muzeum,gdzie była zorganizowana wystawa naszej Polonii. W jednej z sal odbył się koncert przygotowany przez członków naszej organizacji. W ścianach muzeum po raz pierwszy od wielu dziesiątków lat zadźwięczała polska mowa, rozbrzmiewały polskie pieśni, wiersze o Polsce; przedstawiono ludowy obrzęd zaręczyn.
Wszyscy zgromadzeniu podziwiali piękne polskie tańce wykonywane przez dzieci i dorosłych. Po zakończeniu prezentacji p.Jan Stypuła powiedział: "Do Warszawy stąd jest 6 tys.km,a ja mam takie wrażenie jakbym nie wyjeżdżał z domu". Koncert bardzo podobał się wszystkim a goście z Polski zaprosili cały zespół na występy do kraju. Tutaj, w muzeum przygotowane były także wystawy:
Nasza twórczość i Polska kuchnia. Po uroczystym bankiecie goście i nasza Polonia udała się do Abakanu na koncert galowy, który zakończył Festiwal Kultury Polskiej w Chakasji. Nasza organizacja dalej funkcjonuje. Prowadzone są lekcje języka polskiego i zajęcia w kółkach zainteresowań. Mamy wiele planów na przyszłość.
Chcemy zorganizować Szkołę sztuki dla dzieci – zajęcia z muzyki,malarstwa, choreografii. Pragniemy utworzyć filie naszej organizacji w południowej części Kraju Krasnojarskiego. Tak żyjemy i pracujemy. Mamy nadzieję, że nasze związki z historyczną ojczyzną będą się zacieśniać, a nasza "Polonia" będzie się rozwijać.
Olga Tiemierowa, prezes "Polonii Minusińska", Rosja, Krasnojarski Kraj
21.10.2010 22:44
Minusińskie Muzeum i POLACY

Minusińskie muzeum krajoznawcze (rok założenia – 1876) im. N.M.Martjanowa łączy bardzo ścisła historyczna więź z Polakami i Polską. Założyciel muzeum Mikołaj Michajłowicz Martjanow urodził się w Wileńskiej guberni i jego matka była Polką. W różnych okresach historii z muzeum współpracowali Polacy, mieszkający w Minusińsku – N.Wojciechowski, W.Korzeniewski, W.Nikitska, J.Kochanowski, A.Stankiewicz, A.Rzeszczewski, D.Przygodzki i inni. Byli oni pracownikami muzeum, dostarczali do niego różne przedmioty, kolekcje, uczestniczyli w opisywaniu i katologizacji eksponatów. W. Święcicki prowadził obserwacje metereologiczne od sierpnia 1883 do marca 1884 r., wyniki jego pracy były opublikowane w gazecie "Sibir". M.Stojanowski od 1887 r. kierował stacją metereologiczną przy muzeum, zestawił diagramy klimatu Minusińskiego Kraju. W.Nikitska przygotowała zielniki flory Południowego Jeniseju. E.Rużycki i A.Kondratowicz ekspedycję na Ujbatski step i dostarczyli muzeum węgiel kamienny z uroczyska ''Czarny Jar''. N.Wojciechowski był członkiem komitetu muzeum. Dyrektor muzeum Mikołaj Martjanow przy pomocy E.P.Kuzniecowej przebywał w 1896 r. w Królestwie Polskim, w Warszawie. Muzeum współpracowało z botanikiem Janczewskim z Krakowa, który opracował roślinność minusińskiej flory oraz z profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego Julianem Talko-Hryncewiczem, założycielem Troicko-Sawskiego muzeum. Zoolog z Sankt-Petersburga N.Warpachowski opracował ryby i wysłał do biblioteki muzeum swoje opracowania. Biblioteka naukowa muzeum została otwarta w 1878 roku i ma obecnie ponad 100 000 pozycji. Wśród nich literatura polska – około 2000 pozycji. Książki i czasopisma w języku polskim biblioteka otrzymała od różnych osób, od naukowych towarzystw. Zesłaniec polityczny G.Krzyżanowski podarował bibliotece muzeum ponad 40 książek. Prace towarzystw naukowych wysyłano z Uniwersytetu Warszawskiego. Znaczną część polskiej literatury otrzymano od J.T.Sawienkowa, który w latach 1900-1907 pracował w Warszawie, później był minusińskiego muzeum (w latach 1908-1911). Wśród tych książek pierwsze paryskie wydania Mickiewicza, książki z początku XIX wieku. Dział polskiej literatury wymagał konserwacji. Większa część dzieł jest poważnie zniszczona.Dzięki pomocy Fundacji ''Polskiej Kultury'' z Warszawy ta restauracja stała się możliwa i muzeum przygotowuje wystawę odnowionego zabytkowego polskiego księgozbioru.
Ludmiła Jermołajewa, dyrektor muzeum im. Mikołaja Martjanowa w Minusińsku
Rodacy:Zdjęcia http://www.genealogia.okiem.pl/foto2/th ... p?album=73. - muzeum im.N.M.Martjanowa, pocz.XX w.Minusińsk, Rodzina Wojciechowskich i polskie groby na miejscowym cmentarzu
21.10.2010 22:52
Szuszeńskoje - Tutaj też są Polacy

Szuszeńskoje to wieś typu miejskiego. Znana jest jako miejsce zsyłki Lenina w latach 1897-1900 i Polaków z okresu powstania Styczniowego. Dzisiaj ich potomków jest około 400. Dokładnych danych niestety brak. Obecnie miasteczko liczy 15 tysięcy osób.

Dookoła Szuszeńska rozciąga się las sosnowy i niewielkie wzgórza. Niedaleko stąd płynie Jenisej. Jak okiem sięgnąć bogate pola. Tutejszy step jest dość dobrze zagospodarowany i wykorzystywany. Znajduje się tutaj kombinat spożywczy, który dostarcza miejscowej ludności i do republiki artykułów pochodzenia mlecznego. W Szuszeńsku stare przeplata się z nowym; stare, piękne drewniane domy otoczone drzewami owocowymi i nowe bloki w centrum. Dzieci i młodzież mają do wyboru trzy szkoły podstawowe, pięć średnich i 4 technika. Ale Szuszeńskoje to przede wszystkim muzeum "pod odkrytym niebem", o powierzchni 6,6 ha. Powstało równo 30 lat temu. W 189. autentycznych domach i przybudówkach z XIX wieku zgromadzono cały kompleks kultury historycznej tego regionu, jego etnografię i architekturę. Są też polskie domy. Wielu Polaków znalazło w muzeum zatrudnienie, a jego dyrekcja jest pozytywnie nastawiona do nich i do polskiej organizacji. Użycza im swoich sal.

68 km od Abakanu na południu Krasnojarskiego Kraju na początku lutego zawiązała się nowa polonijna organizacja. Prezesem została wybrana p.Tatiana Kikiłowa, która od ponad trzydziestu lat jest pracownikiem tutejszego muzeum. Jej dziadkowie trafili tutaj po roku 1863. Do Szuszeńskoje przyjeżdżam raz w miesiącu. Zajęcia odbywają się w bardzo pięknej sali muzeum. Warunki do nauki i pracy tutejszej Polonii są więc wymarzone. Pani Tatiana przy naszym pierwszym spotkaniu oprowadziła mnie po tym wspaniałym i bogatym muzeum "pod odkrytym niebem". Długo opowiadała o zsyłce tutaj Polaków, pokazała ich domy, zasypywała mnie informacjami dotyczącymi polskości na tych terenach. Muszę przyznać, że ta kobieta oczarowała mnie poziomem swojej wiedzy o naszej wspólnej Ojczyźnie.

Na pierwsze zajęcia przyszło 12 osób, później było 25. Korzystamy z książki Blanki Konopki. Jest to bardzo dobry podręcznik. Moi uczniowie pracują z nim samodzielnie. Zawsze ktoś z nich czymś interesującym mnie zaskoczy. A na zajęcia przychodzą ludzie w różnym wieku, dzieci i dorośli. Najstarszym uczniem jest pan Walery. Ma 73 lata. Po naszym drugim spotkaniu nieoczekiwanie podszedł do mnie, wziął za ręce i zaczął dziękować, dziękować,że po tylu długich latach może znowu usłyszeć polską mowę, chociaż nie potrafi mówić po polsku. Jego matka i ojciec po pierwszej wojnie światowej znaleźli się na Syberii, a on sam urodził się właśnie tu. Nie nauczył się języka polskiego od rodziców. Mówi,że nie chciał. I teraz bardzo żałuje, ponieważ gdy przyszła II wojna światowa i na terenach ZSRR formowana była Armia Polska on jako młodzieniec nie wstąpił do niej. Bał się, że bez znajomości języka polskiego nie wezmą go. I po dziś dzień nie może sobie tego darować. Opowiadał mi to wszystko z bólem serca. Boże, jak różne i złożone są ludzkie losy.

Po zajęciach państwo Czarkowscy zawsze zapraszają mnie do siebie. U nich nocuję i rano wracam do Abakanu, żeby zdążyć do szkoły.

Wszyscy są już zarażeni polskością. Ja na swoich zajęciach opowiadam też o historii, tradycjach i geografii naszego kraju, a oni te informacje wchłaniają. Planują stworzenie zespołu taneczno-wokalnego. To twórczy i wartościowi ludzie.

W kwietniu odwiedził tutejszą Polonię minusiński zespół Czerwone Jagody. Właśnie wtedy większość zgromadzonych po raz pierwszy usłyszała piękne polskie melodie i pieśni. Zespół przygotował wszystkim "widzom" teksty śpiewanych piosenek (w transkrypcji) i ten kto się odważył mógł śpiewać razem z nim. O dziwo, śpiewali wszyscy. Jednak na wszystkich twarzach widać było olbrzymie skupienie i zamyślenie. Było to wspaniałe obopólne przeżycie.

Po występie Szuszenianie zaprosili zespół do wspólnego stołu, przy którym wspominano swoich rodziców, dziadków, swoje losy. Polonia Szuszeńska będzie silną, polonijną organizacją. Jestem o tym przekonany i życzę im tego.
Andrzej Malinowski