Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Ossa 10.07.1863

Id
592
Data
10.07.1863
Miejsce
Ossa
Region
Sandomierskie
Zdjęcie
brak
Inne nazwy
Inowłodz, Odrzywol, Studzienna, Załuczki
Artykuł
brak
Opis
Objąwszy obowiązki dowódcy po Bajerze, który zbyt powolnie pracował nad organizacyą, przez dwa miesiące organizował major Ludwik Żychliński w okolicy Błoń oddział t. zw. „Dzieci Warszawskich". Gdy moskale dowiedzieli się o tworzeniu się oddziału, Żychliński, aby módz spokojnie dalej formować piechotę, wysłał całą kawaleryę liczącą 100 koni, dobrze zaopatrzoną w broń, pod dowództwem Bajera ku Pilicy. Bajer przeprawiwszy się przez Pilicę, po kilkudniowych marszach zniknął z oczu moskalom, którzy w tym czasie Żychlińskiego nie niepokoili. To też Żychliński niebawem mógł wyruszyć z całą piechotą, składającą się z 200 żuawów, 300 strzelców i 600 kosynierów oraz około 200 ludzi, nie posiadających jeszcze dostatecznej broni, jazdy do obsługi oddziału było około 50 koni. Po kilkudniowym marszu stanął Żychliński w Ossie, nie znalazłszy po drodze Bajera, z którym miał się połączyć w powiecie opoczyńskim.
Zaraz dnia następnego, po rozłożeniu się obozu w Ossie, podczas ćwiczeń, doniesiono o zbliżaniu się nieprzyjaciela. Była to kolumna majora Szukalskiego:2 roty piechoty i secina kozaków. O godzinie 6. wieczorem, skoro tylko ukazali się moskale, przyjęci zostali przez żuawów, z których składała się pierwsza linia tyralierów. Parci przez żuawów moskale poczęli cofać się z wolna, a tymczasem
kosynierzy, przeważnie włościanie, wsparci strzelcami, obszedłszy oba skrzydła nieprzyjacielskie, z całą silą uderzyli na powracającego do ponownego ataku nieprzyjaciela i sprawili w jego szeregach ogromne zamieszanie, wzmożone jeszcze zjawieniem się jazdy Grabowskiego, który w tym czasie znajdował się w Studziannie i na odgłos strzałów pospieszył na pomoc oddziałowi III. (t. j. Żychlińskiego) z trzema plutonami jazdy i półplutonem strzelców pieszych. Obszedłszy środek kolumny nieprzyjacielskiej, rozwinął na odkryłem polu jazdę, a 20 strzelców rozrzuciwszy w tyraliery na prawem skrzydle kawaleryi, przypuścił szarżę do jazdy moskiewskiej. Prawem skrzydłem dowodził sam Grabowski, lewe prowadził adjutant Ludwik Brzozowski. Z szarży tej ani jeden z tyralierów, ukrytych w zbożach i krzakach, nie wyszedł cało, wszyscy zostali wystrzelani lub wykłuci przez ułanów polskich.
Na otrzymanym placu boju zostało 28 trupów nieprzyjacielskich, gdyż resztę oraz rannych zdołali zabrać ze sobą uchodzący w stronę Nowego Miasta moskale, prócz tego wzięli Polacy 5 jeńców, w tem 1 oficera oraz kilkanaście sztuk broni, sami zaś mieli 4 zabitych i 16 rannych. Ciemność nocy nie pozwoliła ścigać nieprzyjaciela połączonym oddziałom, którym przybył w sukurs także oddział Rudowskiego, atoli już po skończonej walce. Czterodniowy żołnierz Żychlińskiego walczył pod Ossą na otwarłem polu z regularnem wojskiem i zmusił je do ucieczki. Zwłaszcza kosynierzy Żychlińskiego trzymali się dzielnie, dowodzeni przez Pi sanę ckiego, lubianego i szanowanego powszechnie przez podkomendnych i kolegów, mężnie prowadzącego do ataku młodego żołnierza. Niestety, pozostawszy na placu, wskutek ciężkich ran, następnego dnia zabrany przez moskali i wieziony przez 48 godzin po odwiązaniu mu ran, Pisanecki po długich cierpieniach ducha wyzionął.
Z oddziału Grabowskiego, prócz Brzozowskiego, odznaczyli się porucznicy Erazm Zaleski, Zielkiewicz i Czerniewicz, wachmistrz Solbach, chorąży Kwaśniewski, podchorąży Piątkiewicz, podoficer Gołębiowski oraz szeregowcy Janowski i Władysław Zaleski.

[Pamiętniki byłego dowódzcy Dzieci Warszawskich i byłego naczelnika sił zbrojnych powiatów warszawskiego i rawskiego Ludwika Żychlińskiego (opar. Jarosław Pązik)]
(...) Tak rozporządziwszy, udałem się na nowo ze wsi do żuawów i do celnych 50 strzelców, rozsypanych w łańcuchu tyralierskim i pojedynkujących się z Moskalami, i tam dostrzegłem, że Moskale zamierzają uderzyć na wieś, bo wysunęli bliżej swą linią frontową ku nam i sformowali dwie kolumny do ataku po każdej stronie drogi, w środku zaś na trakcie uszykowali się w zwartą kolumnę, która rotowym ogniem rozpoczęła strzelać do wsi. Tego też właśnie pragnąłem i rozkazałem sygnałami ściągnąć linią tyralierów, a rannych odesłałem do wsi. Niezadługo też kompania żuawów ze swym sztandarem czarnym, na którym srebrem były wyszyte trupia głowa z piszczelami na krzyż złożonemi z napisem: "Śmierć lub zwycięztwo!" zgromadziła się w kolumny plutonowe naprzeciw nieprzyjaciela i cofając się ku wsi, odstrzeliwała się następującym Moskalom, strzelcy zaś celne zbożami się cofali ku wsi, odstrzeliwując się tyralierom moskiewskim i trzymając tychże w oddaleniu od siebie. Widząc to nasze cofanie się ku wsi dowódzca carskich żołnierzy, a nie widząc przytem żadnych kolumn przy wsi, rozkazał bębnić do ataku i śpiesznie podsuwał się zwartemi kolumnami do wsi idąc traktem, lecz napotkawszy na celny ogień od żuawów za wierzbami przy drodze stojących, powstrzymał się w zapędzie i poprzestał atakować, a jedynie rotowym ogniem rozpoczął strzelać i rozwinął kolumnę ku wiatrakowi i cmentarzowi z jednej strony traktu. W tym samym też czasie nasi obsadzili opłotki i pierwsze zabudowania dworskie, co widząc Moskale ruszyli na nowo do ataku, lecz doszedszy do wiatraka, naraz zostali ze wszech stron zaatakowani głośnym okrzykiem: "Niech żyje Polska!". Kosyniery zaś powstali z ukrycia z krzykiem: "Boże dopomóż!" rzucili się pędem na przerażone kolumny Moskali, które rozpoczęły się formować w czworobok, a bębny głośno domagały się odwrotu. Także od strony za wsią na lewej stronie usłyszałem strzały i krzyki i taki potem popłoch powstał w szeregach moskiewskich, że kosynierzy wpadli na kolumnę moskiewską pod wiatrakiem się formującą w czworobok i rozbili takową zupełnie. To samo stało się z kolumną w środku na trakcie stojącą, którą rozbili żuawi i strzelcy za opłotków się rzucający z takim impetem, że Moskale nie wytrzymali starcia na bagnety, lecz pierzchli, uciekając z powrotem ku Odrzywołowi.
Na całej też linii pierzchli Moskale, nasza zaś wiara wysypała się ze wszech stron i dążyła za uciekającymi, od lewej zaś strony pokazała się konnica Grabowskiego, lecz dostawszy się tam w gęsta dworską pszenicę, musiała poprzestać pogoni i jedynie nam o tyle dopomogła, że rzuciła postrach jeszcze większy na Moskali.
Dragoni też wraz z kozakami uciekli zaraz, widząc rozbitą swą piechotę, która rozproszyła się po polach i uciekała w największym nieładzie pod zasłoną zmroku, noc bowiem po zachodzie słońca przyszła z pomocą uciekającemu wrogowi. Poczem też rozpoczęła się gonitwa po polach i pojedyńcze tylko strzały uciekających i goniących powstańców były dowodem, żeśmy świetne odnieśli zwycięztwo. (...)
Głównym punktem, gdzie Moskale największą ponieśli stratę, było to miejsce pod wiatrakiem, gdzie kosynierzy wpadli na kolumnę złożoną z dwóch rot piechoty, tam bowiem leżały ciała posiekane kosami i naliczono ich przeszło osiemdziesięciu trupów. Tam też musiałem bronić rannych Rosyjan od dobijania przez roznamiętnionych kosynierów i ztamtąd ruszyłem z pogonią za uciekającym wrogiem ku lasowi, lecz nadchodząca noc i ciemność uniemożniły dalsze ściganie i musiałem powrócić do Osy, gdzie przed dworem i w podwórzu oddział się zbierał na nowo i dokąd znoszono rannych, broń zdobytą i porozrzucaną na polu bitwy. Radość niezmierna panowała też wszędzie, a trąbki i sygnały ze świstawek zwoływały wiarę do apelu w szeregi.(...)"
Dowódzca oddziału Rawskiego, d. 12 lipca 1863

[Raport do Rządu Narodowego (opar. Jarosław Pązik)]
Dnia 7 lipca, otrzymawszy wiadomość we wsi Michałowice, że na oddział III warszawski formujący się w Załuskowskich lasach, wyruszyło wojsko moskiewskie z Warszawy traktem przez Grójec ku Mogielnicy, posunąłem się z moim oddziałem w ową stronę, ażeby nieprzyjaciela za sobą pociągać a przez to oddziałowi III warszawskiemu, dać czas choćby na pospieszną organizacyą potrzebny. To samo uczynił i oddział Sandomierski.
W Załuskach po wspólnej naradzie postanowiliśmy się przenieść za Pilicę i zająć stanowiska sąsiadujące z sobą tak, ażebyśmy na dany raz wzajemnie wspierać się mogli. Oddział III wszedł w lasy pod Ossą, a oddział Sandomierski i mój stanął w Studziannie.
Dnia 10 lipca o godzinie 7 z wieczora goniec z obozu oddziału III warszawskiego zawiadomił mnie, że ten już jest atakowany przez dwie roty piechoty moskiewskiej, 100 kozaków i 40 dragonów. Nie tracąc czasu, wystąpiłem ze wsi Studzianny z trzema plutonami kawaleryi i pół plutonem strzelców pieszych. Obszedłszy środek kolumny nieprzyjacielskiej, rozwinąłem na odkrytym polu trzy plutony, a 20 strzelców rozruciwszy w tylariery, na prawym skrzydle kawaleryi przypuściłem szarżę na kawaleryą nieprzyjacielską, zachodzącą już tył oddziałowi III, znosząc po drodze łańcuch tyralierów moskiewskich ukrytych w zbożach i krzakach. Prawem skrzydłem dowodziłem sam, lewe prowadził do boju adjutant Brzozowski Ludwik. Po szarży tej, ani jeden z tyralierów moskiewskich niewyszedł, wszyscy zostali wystrzelani lub wykłóci przez moich ułanów, kozacy i dragoni pierzchli. Plac boju został przy nas.
Około godziny 9 i pół, wieczorem, Moskale pobici na głowę pod zasłoną nocy z resztkami uciekli ku Nowemu miastu (za Pilicę).
W potyczce tej odznaczyli się: adjutant Brzozowski Ludwik, który własnym przykładem pociągnął za sobą lewe skrzydło zachwiane morderczym ogniem tyralierów moskiewskich, podporucznicy: Zaleski Erazm, Zielkiewicz i Czerniewicz, wachmistrz Solbach, chorąży Kwaśniewski, podchorąży Piątkiewicz, podoficer Gołębiowski oraz szeregowce Janowski i Zalewski Władysław.
Moskali zabitych i ciężko rannych, narachowaliśmy w samych stratowanych zbożach przeszło 40, do niewoli wziętych trzech, broni dostało nam się sztuk 8, reszta to jest sztuk przeszło 50 dostała się oddziałowi III i oddziałowi Sandomierskiemu. Z naszej strony padło trzech, rannych mamy 6, z których trzech nie opuściło szeregu.
Władysław Grabowski - dowodzca oddziału Rawskiego
Uwagi
brak
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)