Pod koniec maja były kapitan artylerii rosyjskiej – Zygmunt Chmieleński – zorganizował w Krakowie około 40 osobowy oddział kawalerii, z którym przed świtem 30 maja przekroczył kordon graniczny.
Oddział posuwał się szybko w głąb Królestwa, unikając spotkania z nieprzyjacielem. Niespodziewanie w okolicach miasteczka Skalbmierza doszło do starcia z patrolem kozackim, w sile kilkunastu koni. Konnica powstańcza z impetem uderzyła na nieprzyjaciela, którego w krótkim czasie pobiła i rozpędziła. Następnego dnia konnica Chmieleńskiego połączyła się z oddziałem żandarmerii narodowej Bończy (Kazimierza Błaszczyńskiego). Chmieleński wkrótce przekazał dowództwo swojego plutonu rotm. Rogalińskiemu, a sam udał się do Krakowa, by formować następny oddział.
[Osiński, Z dziejów Powstania Styczniowego na Ponidziu]
[Relacja Ludomira Różyckiego]
Opuściłem więc szpital i udałem się na Kleparz, gdzie był punkt zborny. Stamtąd w sześćdziesiąt koni, umundurowani i uzbrojeni, podążyliśmy w stronę granicy. Wjechaliśmy do Królestwa jednakże w pięćdziesięciu dziewięciu, gdyż jeden z koni padł od strzału austriackiego strażnika.
Pierwszego dnia dojechaliśmy pod Skalbmierz, do majątku Sielec. W czasie posiłku niespodziewanie zaczęły świszczeć kule kozackie.
Chmieliński wybiegł ze dworu, wskoczył na koń i ruszył, a my wszyscy za nim. Goniliśmy przez błonia kozaków, którzy gubili czapki w ucieczce. Dopadliśmy w ten sposób do Skalbmierza, gdzie mieszczanie ostrzegli nas, iż na górze stoi piechota z furmankami. Nie chcąc się narażać na nierówną walkę, poszliśmy w przeciwnym kierunku.
Energiczne wystąpienie Chmielińskiego, który nie wiedział nawet, kto go atakuje, zrobiło na nas dodatnie wrażenie.
[Cywiński Ludomir, Wspomnienia z lat ubiegłych, w: Wieś i dwór 1912 nr 1-5]