Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Jurkowice 21.10.1863

Id
1121
Data
21.10.1863
Miejsce
Jurkowice
Region
Sandomierskie
Zdjęcie
brak
Inne nazwy
Bogorya, Iwaniski, Staszów
Artykuł
brak
Opis
Jurkowice, sandomierskie, 12 km. płn.-zach. od Osieka. (Bogoria, Iwaniski, Staszów).
Na krótkiej naradzie dowódców w Dziękach, po potyczce pod Rybnica, wybrany dowódcą piechoty, wyruszył kapitan Rosner w kierunku północno-zachodnim ku Bogoryi, celem połączenia się z jazdą Czachowskiego, który z Klimontowa udał się na Goźlice i Słoptów do Konar. W Jurkowicach powstańcy zaatakowani zostali przez kolumny moskiewskie, wysłane przeciw Czachowskiemu, mianowicie: trzy roty, wysłane ze Staszowa przez pułkownika Zwierowa, 2 z Sandomierza, 1 z Zawichostu i 1 z Opatowa oraz 1 szwadron dragonów tudzież znaczny oddział kozaków i straży granicznej. Kapitan Popowski z jedną kompanią obsadził koniec wsi, a głównie karczmę, Rosner zaś i kapitan N. rozwinęli resztę oddziału na brzegu lasu tuż przy Jurkowicach. Trzy kompanie moskiewskie atakowały oddział, który zajął karczmę, reszta moskali uderzyła na Rosnera. Podczas zawziętej walki o karczmę, a potem w pobliskim domu murowanym, padł ciężko ranny kapitan moskiewski Pleskaczewski oraz kilkudziesięciu szeregowców, lecz po dwugodzinnej obronie zabrakło ładunków broniącym się we wsi powstańcom, których wielu poległo, między innymi także dowódca Popowski. Reszta z bagnetami w ręku poczęła się cofać, by się połączyć z walczącemi pod lasem kompaniami.
Bój pod lasem podczas walki we wsi był również zawzięty. Poległ tu kapitan Rosner, porucznik Seweryn Zwoliński oraz wielu innych, zadawszy znaczne straty moskalom, którzy jednak część oddziału, około 50 ludzi odciętych przez jazdę, zdołali pochwycić do niewoli. Dopiero na mylną wiadomość o rzekomem zbliżaniu się Eminowicza i Rudowskiego, który w 130 kotli d. 20. 10. wkroczył w Lubelskie, zaprzestali moskale walki i cofnęli się do Staszowa. Polaków poległo 90, a 54 rannych na ogólną liczbę 140 oraz 50 wyżej wspomnianych wziętych do niewoli, zabrali moskale do Staszowa. Reszta rozbitego oddziału połączyła się z majorem Liwoczą.
Moskale, będący pod dowództwem Gułubiewa i Czystiego, pod Jurkowicami stracili według raportu Uszakowa 28 zabitych i 77 rannych, w czem 2 oficerów : Pleskaczewskiego, znanego z rozbicia oddziału w Górach i kapitana Gulajewa.

Relacja Teofila Wielebnowskiego
Nad ranem o 5 godzinie zdążamy do kraju lasu, tu nagle z dwóch stron wypadają Moskale tak, że ledwo w przedzie udało nam się przebić ich kordon i w liczbie stu ludzi dotarliśmy do pobliskiej owczarni w Jurkowicach, gdzieśmy się . prędko każdy przy jednym oknie usadowili rozpoczęła się strzelanina. Od rana do 5tej wieczór na nas szturmowali Moskale. Mocnośmy przerzedzili ich szeregi aż im się udało podpalić owczarnię. Kiedy już ogień parskał nad głową wtenczas gwałtem wyważyli drzwi i rzucili się ao strzelbowej salwy ognia, w samych drzwiach padło nas w tym ataku kilku. Ja zostałem raniony w nogę i tak z innymi zostałem odwiezion do szpitala w Staszowie.

Relacja Romualda Wilusza
Około południa stanęliśmy we wsi Jurkowice. Koło dworu położonego w blizkości lasu postanowiono odpocząć i posilić się, bo dyablo było głodno. Ustawiono broń w kozły, rozniecono ognie, wyciągnięto kotły i poczęto krzątać się około obiadu. (...) Z poblizkiego dworu wyszły nas powitać odważne Polki. Wieść potem szła, że jedna zginęła tam od kuli moskiewskiej.
Nie dali nam Moskale siąść do kotłów z kaszą, nie dali odpocząć i posilić się - niespodziewanie podsunęli się lasem pod sam obóz i gęstym ogniem nas przywitali. Musiało być Moskwy 4 roty piechoty, stonia kozaków i szwadron dragonów pod komendą majora Czuti. W obozie zakotłowało jak w mrowisku, powstało zamieszanie, krzyżowały się komendy. Każden pospiesznie, gorączkowo chwytał za broń, polecał się Bogu i spieszył do szeregów. W kilku minutach dostaliśmy się do wsi i obsadziliśmy wieśniacze zabudowania.
Moskale wysunęli się odważnie na kraj lasu i nacierali. Z obu stron szedł gęsty ogień, a pole bitwy słało się gesto poległymi i rannymi. Mnie stojącemu pod ścianą budującej się chaty o mało kula głowy nie rozstrzaskała, o pół cala niżej, a byłbym sobie już od pół wieku spokojnie gdzieś siedział może na jakim szczęśliwszym płanecie. Moskale podpalili domy i zmuszali nas opuszczać nasze obronne stanowiska, ostatecznie wyparli nad na koniec wsi, gdzie stała opuszczona karczma a za nią widniał ostatni duży budynek - owczarnia folwarczna.
Trudno pamiętaś dziś wszystko szczegółowo, pamięć zawodzi, pomnę jednak, że razem z moim przyjaciele Pierzchałą i kilkoma towarzyszami broni 3ciej kompanii, szybkim biegiem pod gęstym gradem kul, co jak złe osy brzęczały nam koło uszu do karczmy dotarliśmy. Tu już wszystkie wyjścia i okna do ostatecznej obrony nasi obsadzili.
Moskwa całym naporem za nami runęła. Jedna rota podsunęła się pod karczmę, reszta otoczyła owczarnię, ostatnią naszych fortecę. Moskale gęsto strzelali z naszej strony szedł słaby ogień, bo amunicji zaczęło brakowań i obrońców ubywać.. Było już kilku zabitych i rannych. Moskale usiłowali nas podpalić i łatwo tego dokonali. Nieuchronna śmierć nam groziła.
Jeden z naszej wiary wywiesił białą chustkę na bagnecie, bo dach się zaczął palić, inny znowu śpiewał z brawurą "Jeszcze Polska nie zginęła" (nazwisk nie pamiętam). Ja jednego jeszcze moskala wziąłem na cel i trupem go położyłem - w samo czoło dostał "Sua lans sordet", więc daleki jestem od myśli próżnej chwalenia się moim celnym strzałem, zresztą przysłowie mówi: "człowiek strzela pan Bóg kule nosi".
Dalsza obrona była niemożliwa, tylko jeden Bóg mógł nas ocalić. Klęknijmy bracia i zaintonujmy "Kto się w opiekę" zawołałem i pod grozą zbliżającej się śmierci uklękliśmy w pokorze., Błagalna przedśmietna uroczysta pieśń uniosła się do niebios prze tron Wszechmogącego Obrońcy.
Opisać wrażenie ten podniosłej chwili niezdolny jestem. To nie był strach, to było znieczulenie świadomość tego co nastąpić miało.
trzask i syk wzmagającego się ognia uświadamiał nas o niebezpieczeństwie. Ogniste węże zaczęły się wić po ścianach , a my klęcząc wołaliśmy tą pieśnią o pomoc do Nieba. To nasze korne, rozpaczliwe wołanie przedostało się pewnie przed Majestat Boski, bo Moskale jakby w ten nasz śpiew wsłuchani strzelać przestali. Zaczęło się już robić gorąco, płomienie zaczęły już okna ogarniać, więc instynkt samozachowawczy nakazywał ratować się.
Moskale otoczyli nas zwartym szeregiem i najeżyli bagnety. Żegnając się z życiem wyskakiwaliśmy oknami. Byliśmy pewni że nas wszystkich wykłują, ale oddaliśmy się w opiekę Bogu i Bóg nas uratował.
Bito nas, kolbowano i obrzucano gradem moskiewskich przekleństw, ale nie mordowano. Wyskakują oknem zapalił się na mnie płaszcz. Pomnę że przyskoczył do mnie serdeczny nas karabinier, niejaka Sroczyńska, dzielna dziewczyna, która zaciągnęła się w szerego powstańcze i odważnie w ogień szła, a celnie strzelała. Ona pomogła mi zrzucić ze siebie palący się płaszcz, który był już nie do użytku. Zostałem na jesienne zimno w lekkiej czamarcee, a że że była gęstwo szaremowana, Moskale przyskakiwali i drwili: "wot husar, sukinsyn, a to jego w mordu".
Że nas nie wymordowano to może w części winniśmy kapitanowi Polakowi, który z podniesionym pałaszem wpadał między nas a rozwścieczoną dzicz i bronił nas od jej okrucieństwa. "Bratj w plen, bratj w plen" krzyczał i brano nas w plen (niewolę).(...)
W owczarni, która nie miała dachu i Moskale ją na próżno podpalili broniono się jeszcze. Obrona była bohaterska, ale że już zabrakło amunicji, zaś Moskwa po spaleniu karczmy w pomoc swoim pospieszyła, więc "nec Hercules contra plures". Polskie kulki świstały nam koło uszu, można było do swoich zginąć. I tak byliby nasi pewnie zwyciężyli, ale nadbiegła Moskalom pomoc, świeże 3 roty i tę ostatnią fortecę szturmem zdobyli. Naczelnym dowódcą tych rot moskiewskich był podpułkownik Gołubiew. Zabitych i rannych miało być kilkudziesięciu. Pozostałych przy życiu wzięto do niewoli.
Tak się skoczyła bitwa pod Jurkowicami - trwała 5 do 6 godzin. Słońce już skłaniało się ku zachodowi, jak ostatnie strzały ucichły - zgliszcza pożaru jeszcze się tliły. Była to jedna z większych bitew w powstaniu. Sami Moskale przyznają że stracili w tej bitwie 150 ludzi, więc może dwa raza więcej ich zginęło.Naszej wiary również niemało poległo.
Gdy nas już ustawiono w "pochód" i podwójnym rzędem szczelnie otoczono, obrabowano jeszcze dwór. Wynoszono kufry, szafy, rozbijano i zabierano wszystko, co tylko jaką wartość miało. Dwór spalono.
[Wilusz Romuald, z powstania r. 1863 i z niewoli (rkps) Biblioteka Jagiellońska (spisany 1913r)]
Uwagi
brak
Link do tego rekordu
Link wewnętrzny GP (BBCode)